Gazeta Niedzielna

Wskrzeszenie Łazarza, które opisuje dzisiejsza Ewangelia świętego Jana, jest ze wszystkich cudów Jezusa najbardziej dramatyczne. Łazarz mieszkał razem ze swoimi siostrami Marią i Martą w Betanii, niewielkiej wiosce położonej opodal Jerozolimy, na stoku Góry Oliwnej. Pan Jezus był częstym gościem w ich domu. I oto kiedy przebywał w okolicy za Jordanem dotarła do Niego wiadomość o chorobie Łazarza: „Panie, zachorował ten, którego Ty kochasz”.

Już tu pojawia się trudność, no bo dlaczego Chrystus nie poszedł od razu do Betanii? Dopiero po dwóch dniach powiedział uczniom: „Chodźmy znów do Judei”. Sytuacja wokół Jezusa musiała być już bardzo niebezpieczna, skoro Tomasz zareagował takimi słowami: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć”.

Jedynie Jezus był świadom, że jeszcze nie nadeszła Jego godzina i że „choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą”. Na czym więc polega chwała Boża? Właśnie na tym, że Pan Bóg tak bardzo ukochał człowieka. Czas Wielkiego Postu pozwala, jakby na nowo i bardziej dojrzale niż poprzednio, przeżyć tę wielką miłość. Ale dla człowieka zanurzonego w swoim egoizmie, ta Boża miłość jest tak trudna do zrozumienia. Jest to niemożliwe, żeby Bóg Ojciec, miłując swojego Syna, wydawał Go na mękę i śmierć. Jeżeli jednak przełamię się i przyznam, że noszę w sobie grzech – to wtedy tajemnice cierpienia i śmierci, które są następstwem grzechu, nie będą całkowitą ciemnością.

Aby zdać sobie sprawę z mojej sytuacji przywołam taki obraz, który poruszył mnie do głębi. Podczas kanonizacji Maksymiliana Kolbego, jedynym faktycznym świadkiem był Gajowniczek. Nie wiem, czy napisał pamiętniki, czy nie. Czy był na tyle inteligentny, że potrafił odtworzyć swoją sytuację psychiczną, kiedy go wzięto niemal za rękę i wymieniono miejsce. Jedyny świadek, po prostu żywy dokument bohaterstwa człowieka, oglądany i fotografowany, zaświadcza o świętości i bezinteresowności serca tamtego, co za niego umarł. Nie potrafię sobie wyobrazić jego sytuacji podczas uroczystości kanonizacyjnych, choć rozumiem jego moment powrotu do szeregu zamiast do bloku numer 11, do którego poszedł ojciec Kolbe – zastępca. Nie wiem, jak bym zareagował dziś, gdybym wiedział, że za mnie wprost ktoś oddał życie. I to nie przypadkowo, ratując mnie w ferworze – tylko spokojnie, bez żadnego wyliczenia, z pełną świadomością.

Ten obraz uświadamia mi, że to ja jestem poniekąd odbiorcą tej sytuacji, która miała miejsce bardzo dawno temu. Może dlatego wydaje się być taką nieżywą dla mnie, niby martwą, historyczną. Przecież moim Kolbem osobistym jest Jezus Chrystus. Patrzę na Ukrzyżowanego. A we mnie nie ma żadnej reakcji. Dlaczego? Czyżbym już aż tak oswoił się z Wizerunkiem wiszącego Jezusa na krzyżu, że nawet na myśl mi nie przychodzi, iż to ja jestem tym, gdzie zastępczo wymieniliśmy się na miejsca. On umarł w okropnych mękach po to, abym ja miał prawo żyć. Tej sytuacji nie potrafię sobie uświadomić z całą konsekwencją, mimo że każdego dnia jest mi dane sprawować Najświętsze Misterium Męki Pańskiej – a ja zachowuję się często tak, jakby nie mnie dotyczyła.

Święty Paweł napisał takie słowa: „sami z siebie mieliśmy wyrok śmieci, abyśmy nie pokładali ufności w samych sobie, lecz w Bogu, który wskrzesza umarłych. On to nas wyrwał i wyrywa z tak wielkiego niebezpieczeństwa śmierci. W Nim mamy nadzieję, że nadal będzie nas wyrywał”.

Jezusowa moc, która czyniła cuda, nie tylko miała ulżyć ludzkiemu cierpieniu, ale przede wszystkim pomagała zobaczyć, dotknąć prawdziwej, tzn. Bożej rzeczywistości. Czy nie tak było przy uzdrowieniu paralityka? Jezus mówi do tych, którym złe myśli nurtowały w głowie: „Cóż bowiem jest łatwiej powiedzieć: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań i chodź!” A w dzisiejszej Ewangelii – z jaką łatwością Chrystus budzi do życia rozkładającego się trupa, tak jakby budził kogoś śpiącego. Wcześniej jednak zapłakał nad grobem Łazarza. Jak rozumieć ten płacz? Czy tak, jak niektórzy stojący obok: „Oto jak go miłował! Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?” Ten płacz był przede wszystkim płaczem nad ludzką śmiercią. Bo człowiek tak łatwo odchodzi od Boga, tak lekkomyślnie sprowadza na siebie śmierć.

Dominikanin ojciec Jacek Salij tłumaczy, że „przez wskrzeszenie Łazarza Jezus chciał nas przekonać, iż przyszedł do nas z potęgą mającą moc zwyciężać potęgę zła i śmierci. Potęga zła i śmierci wydawała się niezwyciężona i wciąż niektórzy ją za taką uważają. Ale Jezus przyszedł do nas z potęgą jeszcze większą. Mianowicie przyszedł z potęgą miłości”.

W następną niedzielę, zwaną Niedzielą Męki Pańskiej raz jeszcze będzie można usłyszeć do jakiego stopnia moc Jego miłości przekracza wszelkie ludzkie wyobrażenie.

Dzisiejsze wskrzeszenie już rozkładającego się Łazarza jest zapowiedzią, że Chrystus jest w stanie wskrzesić każdego i to z tej śmieci straszliwszej niż śmierć ciała, bo oddzielającej człowieka od Boga – tylko żeby zechcieć uwierzyć w Niego.

Jest jeszcze jedna bardzo ważna pociecha, którą daje dzisiejsze Słowo Boże, mianowicie prośba Marii i Marty. Mówimy – modlitwa wstawiennicza. To przecież one zawezwały Jezusa. I one też zaprowadziły Go do grobu swojego brata. Jakie to pocieszające, że dzięki modlitwie całego Kościoła, zanoszonej teraz w okresie Wielkiego Postu, jak wielu powróci ze swojej śmierci, w której trwali, Bóg jeden wie jak długo, a którą zadał im grzech.

ksiądz Marian Łękawa SAC – Rektor PMK w Szkocji



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

KRÓLESTWO TWOJE

W porządku Bożym jesteśmy również układem zamkniętym: ktoś musi cierpieć za szaleństwa drugiego, ktoś musi się modlić, aby nawrócił się błądzący; przez czyjeś umartwienia przychodzi łaska żalu na grzesznika. Nasz świętość ma wpływ na świętość innych, nasza grzeszność wpływa na grzeszność innych. Dopiero wówczas znajduje prawdziwie społeczny sens każdy dobry czyn, chociażby przez nikogo nie zauważony, każda dobra myśl, każdy akt milości Bożej.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński