Gazeta Niedzielna

Mieszkańcy samarytańskiego miasteczka, zwanego Sychar, uwierzyli w Pana Jezusa. Dlaczego uwierzyli? Przecież wszystko co się wydarzyło przy studni Jakubowej – to po prostu – rozmowa Przechodnia, który, będąc spragniony z powodu upału, chciał napić się wody. Tak rozpoczął Pan Jezus rozmowę z Samarytanką: „Daj mi pić”.

Święty Jan, opisując to spotkanie, nie pominął nawet takich szczegółów, że Jezus był zmęczony drogą, że była godzina prawie szósta. Początek spotkania wcale nie zapowiadał, iż rozmowa będzie kontynuowana: „Jakże Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?”

Warto zwrócić uwagę na bardzo wymowny szczegół. To nie Pan Jezus przychodzi do Samarytanki. On czeka na nią przy studni. A ona, jak każdy człowiek, nosząc w sobie pragnienie szczęścia, pragnienie prawdziwej miłości, wykonuje ze zniechęceniem prozaiczne zajęcie zaopatrzenia się w wodę. Bo kiedy Chrystus pomaga jej odkryć to prawdziwe pragnienie – mówiąc o wodzie żywej, ona z kolei prosi: „Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać”. Wysiłek przełamania niechęci do Rozmówcy, którą odziedziczyła od swoich współziomków, stał się dla niej szansą. Ponieważ jej drogi, po których dotychczas chodziła, dalekie były od drogi właściwej. Tak często w życiu jest, że jak długo człowiek nieświadomie nosi w sobie to podstawowe pragnienie, żyje w sposób wypaczony, brnąc coraz głębiej w różne frustracje, bo szuka nie tam gdzie powinien je odnaleźć.

Jean Vanier powiedział, że każdy człowiek, nawet ten, który jest umysłowo upośledzony, ma wielki skarb w swoim sercu. Ale niestety, ten skarb często jest całkowicie zapomniany. Mając go w sobie, w ogóle można o tym nie wiedzieć.

Czytałem kiedyś o ludziach, którzy płynęli na tratwie z wybrzeży Brazylii i umierali z pragnienia. Nie mieli pojęcia, że woda wokół nich była zdatna do picia. Rzeka wpływała do morza z taką siłą, że jeszcze kilka mil w głąb oceanu można było pić słodką wodę. A oni nie wiedzieli o tym.

Ale zdarza się i tak, że nagle człowiek doznaje olśnienia i odkrywa w sobie ten Boży ślad, za którym tęsknił. Dotychczas nie był świadomy, że jest w jego posiadaniu. To odkrycie daje mu odwagę dzielenia się. Największe dobro, jakie mogę wyświadczyć drugiemu człowiekowi, nie polega na tym, że on otrzyma coś z mojego bogactwa, ale właśnie wtedy, kiedy potrafię pomóc mu odkryć jego własne bogactwo.

Świetnie zilustrował tę prawdę Tagore w takiej oto przypowieści:

Pewnego dnia żebrak wrócił do swojej rodzinnej wioski i chodząc od domu do domu wciąż stawał przed zamkniętymi drzwiami. Zniechęcony, że nic nie dostał, usiadł przy drodze. Było południe. Słońce paliło niemiłosiernie. Zajrzał do swojego zawiniątka, w którym miał ostatnią garść zboża. Wieczorem trzeba będzie je zemleć, aby upiec ostatni kawałek chleba. Kiedy tak siedział ze swoimi smętnymi myślami, nagle podniósł głowę, bo zobaczył zbliżającą się w jego kierunku królewską karetę.

– Król jest hojnym człowiekiem, mówił do siebie, przecież nie minie mnie nic nie dając.

Szybko wstał. Z podniecenia zaczęło mu mocniej bić serce. Zauważył, że kareta zwalnia. Rzeczywiście powóz stanął naprzeciw żebraka z wyciągniętą ręką. Z okna wyjrzał król. Biedak schylił się bardzo nisko i już był gotów, aby powiedzieć:

– Dzień dobry, Wasza Królewska Mość. Czy znalazłaby się jakaś zbędna maleńka moneta dla najbardziej uniżonego sługi?

Ale król pierwszy przemówił wyciągając pustą rękę:

– Czy mógłbyś dla swojego króla ofiarować jakieś maleńkie ziarna?

Żebrak całkowicie zaszokowany takim obrotem sprawy, zaraz się jednak opanował:

– Oczywiście, Wasza Królewska Mość.

Otworzył swój worek i szybko poszukał najmniejsze, jakie mógł znaleźć ziarenko i dał królowi. Przeprosił, że tylko tyle, co może dać. Król podziękował i kareta ruszyła zostawiając kompletnie zawiedzionego biedaka. Do końca dnia żebrał przy drodze, ale nikt mu nic nie ofiarował. Wieczorem wrócił do domu smutny, zmęczony i głodny. Wysypał ze swojego zawiniątka wszystkie ziarna na patelnię i przesypując z jednej strony na drugą nagle zauważył, że jedno z najmniejszych ziarenek zamieniło się w czyste złoto.

Teraz dopiero był zły sam na siebie i żałował, że nie dał królowi całej garści ziaren. Miałby teraz tyle złota, że nie musiałby już wcale żebrać.

Taka jest prawda: kiedy mam odwagę dzielić się z drugimi – wtedy odkrywam bogactwo, które Bóg złożył we mnie. W Ewangelii często Pan Jezus, naprowadzając na tę drogę, rozpoczyna od prośby. W Kanie Galilejskiej mówi do sług, aby napełnili dzbany wodą. Wtedy przemienił wodę w wino. Gdyby tego nie uczynili, nie byłoby cudu. Tak samo było z rozmnożeniem chleba i ryb. Dzisiejsza Ewangelia nie inaczej się zaczęła.

Słowa, którymi Jezus zwraca się do Samarytanki: „O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto mówi do ciebie: <Daj mi się napić>, prosiłabyś Go wówczas a dałby ci wody żywej” – są słowami skierowanymi do każdego. To znaczy – również i do mnie. Dlatego błagam Cię Panie, abym potrafił rozpoznać Twoją obecność, spełniając natychmiast Twoją prośbę, w czasie i w miejscu, któreś Ty wybrał..

Ja wiem, że studnia mojego serca jest często tak twarda jak skała na Horebie – to jednak dzięki Twojej mocy, o czym mówi dzisiejsze I Czytanie, „wypłynęła z niej woda”. A przecież to była tylko zapowiedzieć nieprawdopodobnej Rzeczywistości, ratującej człowieka na zawsze – mianowicie Serce Jezusa włócznią przebite.

Samarytanka, kiedy poznała Chrystusa, pozostawiła dzban i poszła do mieszkańców swojego miasteczka Sychar, aby opowiedzieć o Jezusie. A oni przyszli i po spotkaniu z Jezusem tak jej powiedzieli: „Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata”.

ksiądz Marian Łękawa SAC – Rektor PMK w Szkocji



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

,,JAK SIEBIE SAMEGO"

Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmiastowych wyników swoich postanowień. Nie denerwuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popełnisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim być dla innych.

W przeciwnym razie zamkniesz sparawę stwierdzeniem, że jesteś dobry, albo stwierdzeniem równie jałowym - że jesteś zły.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński