Gazeta Niedzielna

Kiedy Łazarz wyszedł z grobu wywołany mocą Chrystusowego słowa – powrócił jedynie do życia, jakie już było jego udziałem i które śmierć znowu przerwała po jakimś czasie.

Tymczasem Zmartwychwstały Pan, doświadczając ludzkiej śmierci przeszedł przez nią po to, aby otworzyć człowiekowi zupełnie inny wymiar życia. I jak całkowicie nieporównywalny jest ten nowy wymiar w stosunku do obecnego padołu świadczy fakt, że Pan Jezus musiał po wielokroć ukazywać się i przekonywać swoich najbliższych, że „to Ja jestem, nie bójcie się!”

A bali się bardzo, skoro pozamykali się na wszelkie możliwe sposoby wciąż nie mogąc się pozbierać po tym, co wydarzyło się w Wielki Piątek. Przecież widzieli i to z bliska, jak zabijano ich Pana, ich Mistrza. To zabijanie trwało długo i z wielkim okrucieństwem. Po potwornym biczowaniu w cierniowej koronie – co musiało sprawiać przeraźliwy ból – dźwigał krzyż. A potem przybity do tego krzyża umierał w straszliwych męczarniach. Wciąż żywa pamięć o tych okrutnych epizodach Jezusowej męki rozsadzała ich głowy.

Jeszcze nie byli w stanie pojąć i zrozmunieć, że właśnie w tej odrarżającej śmierci Chrystus już odniósł zwycięstwo, o którym mówił zanim się wydarzyło podczas swojego nauczania: „Teraz odbywa się sąd nad światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, pociągnę wszystkich do siebie”.

Dominikanin o. Jacek Salij tak pisze o tym Jezusowym zwycięstwie już na krzyżu: „Mimo strasznych cierpień jest dokładnie taki, jakim był zawsze, a swoim zachowaniem daje świadectwo, że nawet wśród potwornych cierpień krzyża możliwa jest miłość. Sposób Jego umierania nie tylko nie skompromitował Jego nauki, ale ją potężnie uwierzytelnił. Któż by się dziwił skazańcowi, jeśliby w torturze ukrzyżowania zapomniał o swojej matce? Chrystus Pan czyni miłość nawet na krzyżu i nie tylko swojej Matce. Kiedy litościwe kobiety z Jerozolimy płakały nad Jego utrapieniem, On myśli przede wszystkim o ich dobru i powiada im: Raczej nad swoim życiem się zastanówcie oraz nad duszami waszych bliskich! Łotrowi nie tylko przebaczył grzechy, ale pomógł mu przyjąć okropne męki ukrzyżowania z godnością i w nadziei życia wiecznego. Nawet na własnych morderców potrafił spojrzeć nie tylko w perspektywie straszliwej krzywdy, jaką mu wyrządzili. Umiał zauważyć, że ci nieszczęśnicy nie wiedzą, co czynią, i modlił się za nich, aby Ojciec Przedwieczny okazał im miłosierdzie.”

I tak dokonała się całkowicie druzgocąca porażka szatana, który w ten sposób chciał dokonać sądu nad Jezusem. A tymczasem na Kalwarii odbył się sąd zarówno i nad tym światem, jak i nad władcą tego świata. Chodzi o ten świat, w którym ludzkie relacje odbywają się według diabelskiego scenariusza, gdzie dominuje kłamstwo i przemoc. Potworna śmierć Bożego Syna sprawiła, że człowieczy los na tej ziemi definitywnie odmienił się. W ten sposób miłość i prawda stały się niezwyciężone. Tu sprawdzają się słowa Pana Jezusa, który mówi, że na nic zda się potęga zła. Potrafi najwyżej zabić ciało, ale nie potrafi zniszczyć miłości w człowieku pokładającym całą swoją ufność w Bogu – źródle prawdziwej miłości.

Dzisiejsza uroczystość Zmartwychwstania jest ogłoszeniem Jezusowego zwycięstwa na krzyżu. „Swoim zmartwychwstaniem, jak pisze wspomniany już o. Salij, dał nam świadectwo, że On – prawdziwy Człowiek – jest prawdziwie Synem Bożym i że wobec tego zwycięstwo, które odniósł na Kalwarii, ma wymiar nieskończony: może być ono źródłem mocy zwycięskiej przeciwko złu dla każdego z nas. Naprawdę jest się czym radować! Jeśli Chrystus zmartwychwstał, to nie tylko korzenie zła zostały nieodwołalnie podcięte, ale nasze istnienie nabrało sensu na życie wieczne.”

I to jest ten rdzeń wielkanocnych radości, bowiem horyzont naszego życia nie kończy się wraz ze śmiercią. Każdy kto otrzymał chrzest nosi w sobie Boże życie, które jest w nim jak ziarno posiane w ziemi. I ono rośnie i ono się rozwija ku nieśmiertelności.

A teraz zapytam siebie: Czy w ten świąteczny, uroczysty dzień ogarnia mnie z tego powodu entuzjazm radości? Bo jeżeli nie – to może być też i tak, jak zauważa Ferdynand Krenzer w swojej książce Taka jest nasza wiara, że współczesny człowiek często przypomina kogoś, kto w kasie kolejowej prosi o bilet pierwszej klasy, zupełnie nie interesując się tym, dokąd jedzie pociąg. Bo liczy się tylko na pierwszym miejscu pragnienie, aby jechać przez życie w wygodnym przedziale nie zadając sobie żadnego trudu postawienia pytania – co będzie dalej. To widoczne jest już przy wyborze rodziców chrzesnych, gdzie często wogóle nie bierze się pod uwagę ich zaangażowania religijnego. A później wychowując swoje pociechy – jakie jest najważniejsze kryterium? Czy aby na pewno modlitwa i wielka chęć przybliżenia dzieciom Pana Boga? Ile energi i ile czasu człowiek jest gotów poświęcić, żeby tylko dziecko wykształcić, urządzić, nauczyć zaradności. I to wszystko z myślą o przyszłości. Ale jakiej mówimy przyszłości?

Ks. Piotr Pawlukiewicz mówi wprost: „Nie ma większej miłości do dziecka, brata, żony jak prowadzenie bliskiej osoby do wieczności, jak złożenie ukochanego człowieka w ręce Tego, który przenosi przez dolinę śmierci.”

Zdając sobie sprawę, że w dniu dzisiejszym tak uroczystym wśród zgromadzonych na Eucharystii są i tacy, którzy żartobliwie próbują tłumaczyć swoją doroczną obecność nie naprzykrzaniem się Panu Bogu, albo bardziej pretensjonalnie, że Kościół właściwie to nic nie daje… chciałbym opowiedzieć historię pewnego starszego naukowca, do którego domu włamali się złodzieje. Ten poszkodowany człowiek opowiadał o tym przykrym wydarzeniu ze śmiechem. Zapytany, dlaczego się śmieje, skoro został okradziony, odpowiedział, że owszem zabrali mu bardzo dobre radio i jeszcze kilka technicznych urządzeń, drobną kwotę pieniędzy i butelkę francuskiego koniaku. Ale co to jest w porównaniu z tym co znajduje się na półce. A tam, wśród wielu książek stały dwa starodruki, za które można by było kupić bardzo dobrej marki samochód. Tyle musieli się napracować, żeby przepiłować kraty i wejść do mieszkania, w którym jednak nie zauważyli najbardziej wartościowej rzeczy.

Kościół, w którym jesteśmy, i który też tworzymy, jest bardzo często krytykowany za wiele mankamentów. Ale przede wszystkim w Kościele znajduje się jeden wielki skarb, a jest nim dar zmartwychwstania, który sam Boży Syn wysłużył przechodząc przez największą otchłań ludzkich ciemności. I ten dar Bóg ofiarowuje człowiekowi.

Oby ta prawda o zmartwychwstaniu obudziła mnie z mojego snu codzienności, bo wtedy będę mógł powtarzać całym swoim sercem, całym swoim życiem sobie i wszystkim, których Pan postawił na mojej drodze: Radujmy się! Chrystus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał.

Życzenia na Wielkanoc

Liturgia Wielkiej Nocy przemawia na różne sposoby, nawet kamieniem,
który znajdował się u wejścia do grobu Pana.
Niewiasty idąc drogą tym kamieniem się martwiły – bo kto go odsunie?
Jeszcze nie wiedziały, że zupełnie niepotrzebnie taki ciężar niosły.

Każdy z nas też jest na tej drodze
i też ciężar dźwiga i to coraz większy, bo już samo przemijaniejest jak kamień – twarde, zimne i ogromne.

Zechciej przyjąć na te święta Wielkiej Nocy życzenia,
żeby już głaz piersi nie przytłaczał,
żeby wreszcie rozpadł się mur ułożony z kamieni obrazy,
żeby radość wróciła i już nie było kamiennej twarzy,
żeby zwątpienie zrodzone z niepotrzebnej trwogi
zobaczyło moc Zmartwychwstałego Pana, który już wszystko uczynił nowe.

ks. Marian Łękawa SAC – Rektor PMK w Szkocji



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

MOWA TWOJA

Odezwij się do człowieka, który jest obok ciebie. Milczenie bardzo krótko bywa obojętne. Szybko przeradza się w obecność, wrogość - do nienawiści włącznie. Tylko w milczeniu wobec przyjaciela nie grozi żadne niebezpieczeństwo.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński