Gazeta Niedzielna

Uroczystość Objawienia Pańskiego należy do najważniejszych świąt w liturgicznym roku, ponieważ narodzony Jezus z Maryi, który jest Synem Bożym, Mesjaszem oczekiwanym poprzez całe dzieje Starego Testamentu, przywołuje w dzisiejsze święto do siebie wszystkich ludzi z każdego pokolenia i z każdego języka, aby ofiarować dar swojego Bożego życia.

Narody pogańskie choć nie otrzymały wcześniej zapowiedzi, tak jak Żydzi, to jednak w osobach Mędrców jako pierwsi przychodzą złożyć Bogu hołd. Tak jest w dzisiejszej Ewangelii  według świętego Mateusza. U św. Łukasza pierwszymi, którzy przyszli pokłonić się Nowonarodzonemu byli żydowscy pasterze – a więc ludzie bardzo prości i pogardliwie nazywani „am haarecami”. Nie byli więc żadnymi reprezentantami swojego narodu. Byli  jedynie bardzo blisko betlejemskiej stajni. I tu nie tyle o tę odległość chodzi, którą trzeba przejść nogami, ale o tę przestrzeń serca – szczerego i prostego, które potrafiło uwierzyć w nieprawdopodobną nowinę oznajmioną przez anioła.

Mędrcy zaś przyszli z bardzo daleka. Szli tak jak wskazywała im gwiazda. To ona była dla nich znakiem, że trzeba ruszyć w drogę – a to oznaczało pozostawić swój dotychczasowy świat, swoją mądrość, swoje przyzwyczajenia, swój utarty codzienny tryb życia i wyruszyć w nieznane. Jest to rodzaj pójścia za głosem Bożym – zupełnie dla nich nowym, wcześniej nieznanym – w przeciwieństwie do narodu wybranego, który pomimo, że był już oswojony ze Słowem Bożym,  jednak nie rozpoznał czasu Bożych nawiedzin. Nie wystarczającym więc okazało się znać jedynie miejsce narodzin Mesjasza.

Hans Urs von Balthasar pisze w ten sposób: „Izrael stał się głuchy na tego rodzaju słowa Objawienia: nie życzy sobie, by cokolwiek zakłócało odwieczny rytm jego pokoleń. (Podobnie zachowuje się Kościół, gdy stanie mu na drodze święty z jakimś nieoczekiwanym orędziem). Naiwne pytanie ludzi spoza wspólnoty: „Gdzie jest nowo narodzony król żydowski?”, skierowane do Żydów – lub do Kościoła – wprawia zapytanych w zakłopotanie, wręcz przerażenie. U Heroda reakcja ta zrodzi zawoalowany plan morderstwa; na szczęście Mędrcy, dotarłszy – idąc za prowadzącą ich gwiazdą – na miejsce i oddawszy pokłon Dziecięciu, dzięki Opatrzności Bożej unikają niebezpieczeństwa. To wydarzenie ma wartość znaku; wskazuje na to, że poganie będą wybrani przed wszystkimi innymi; Jezus nieraz znajduje u nich większą wiarę niż w Izraelu. Często właśnie konwertyci będą ukazywać Kościołowi nowe, owocne drogi.”

Ta radość z odnalezienia Boga wciąż trwa. Pismo św. przemawia do każdego i każdego nawołuje słowami: „Szukajcie Pana, dopóki pozwala się znaleźć”. I bywa często tak, że radość jest tym większa, im dłuższa i trudniejsza była droga, która doprowadziła do Boga.

Tu przywołam taką jedną z wielu dróg, która jest przedziwną historią ludzkiego życia. Dotyczy holenderskiego pisarza Piotra van der Meer Walcherena. Nie był on ochrzczony. W młodym wieku Bóg był dla niego pustym słowem; po prostu nie istniał. Był bogaty i miał powodzenie. Miał kochającą żonę i dziecko, a jednak odczuwał pustkę i osamotnienie. Był rozczarowany, bo nikt z wykształconych ludzi nie mógł mu odpowiedzieć, dlaczego ludzie cierpią, dlaczego jest tyle krzywdy i jaki sens ma śmierć człowieka.

Zastanawiało go jednak, że Kościół dawał odpowiedź na te pytania i dlatego zaczął się nim interesować. Pewnego dnia wybrał się do klasztoru trapistów. Przyjęli go życzliwie. W ich klasztorze doświadczył spokoju i ciszy, a ich nocne śpiewy psalmów wstrząsnęły nim. Piotr poczuł się naraz małym grzesznym człowiekiem i bardzo zapragnął Boga. Potem – wszystko poszło już łatwo: zaczął poznawać religię katolicką i po przygotowaniu się przyjął chrzest święty. Po śmierci żony, mając 74 lata, wstąpił do zakonu benedyktynów. Po dwóch latach został wyświęcony na kapłana w klasztorze, gdzie jego córka była zakonnicą.

Bóg jest zawsze obecny w każdym ludzkim sercu, ale do odkrycia tej prawdy prowadzi nieraz dziwna i długa droga. Światło gwiazdy jest Bożym wołaniem. Jeżeli człowiek pójdzie za tym światłem i nie zniechęci się drogą na której trzeba doświadczyć przeróżnych trudności, nawet i takich, że na jakiś czas światło gwiazdy nie będzie widoczne – to jednak wytrwałość zostanie wynagrodzona i to stokrotnie, bo nadejdzie upragniony dzień wielkiej radości – dzień odnalezienia Boga.

Ks. Jan Twardowski zauważa, że trzech mędrców malowano zawsze uśmiechniętych – nie tylko dlatego, że znaleźli Jezusa, ale i dlatego, że wciąż nowi mędrcy idą pokłonić się Bogu.

ks. Marian Łękawa SAC – Rektor PMK w Szkocji



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

KRÓLESTWO TWOJE

W porządku Bożym jesteśmy również układem zamkniętym: ktoś musi cierpieć za szaleństwa drugiego, ktoś musi się modlić, aby nawrócił się błądzący; przez czyjeś umartwienia przychodzi łaska żalu na grzesznika. Nasz świętość ma wpływ na świętość innych, nasza grzeszność wpływa na grzeszność innych. Dopiero wówczas znajduje prawdziwie społeczny sens każdy dobry czyn, chociażby przez nikogo nie zauważony, każda dobra myśl, każdy akt milości Bożej.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński