Gazeta Niedzielna

Dzisiejsza przypowieść przedstawia w bardzo niedobrym świetle synów, jakich miał ojciec. Pierwszy mówi, że pójdzie, a nie poszedł. Drugi zaś od razu, bez żadnego udawania, stwierdza, że wcale nie pójdzie, choć później zmienił zdanie i poszedł.

Pan Jezus, posługując się tym obrazem podaje mi lustro, w którym przede wszystkim siebie mam zobaczyć. A tu od razu zjawia się pokusa, aby to lustro wziąć i innym przystawić. Wiem nawet komu. Tymczasem Jezusowe lustro jest dla mnie. Ci zaś, z którymi dzielę życie, mają prawo spodziewać się ode mnie, że będę usiłował odnaleźć przynajmniej niektóre powody dlaczego ktoś buntuje się i mówi Panu Bogu: Nie pójdę. Jak to się dzieje, że zbuntowany człowiek w połowie drogi przełamuje się i ze skruszonym sercem idzie, aby wykonać zlecone mu przez Boga zadanie? A jak to jest wtedy, kiedy bywa sytuacja całkiem odwrotna? Wiem, że żaden człowiek nie jest w stanie przewidzieć, a tym bardziej nie potrafi być pewnym do końca, jaki będzie jego następny krok. Jest to tajemnica ludzkiej egzystencji, z którą koegzystuje zło sięgające aż do nieposłuszeństwa pierwszych rodziców, zgadzających się na to co sprytnie podsunął zbuntowany anioł. I na tym polegał grzech Adama. Chciał stać się jak Bóg, co było zresztą powołaniem danym człowiekowi przez Stwórcę.

Ks. Ludwik Evely tłumaczy to w ten sposób, że „Adam pomylił się tylko co do sposobu pojmowania Boga. Przypuszczał, że Bóg jest istotą niezależną, autonomiczną, wystarczającą sobie i aby stać się takim jak On, zbuntował się i stał się nieposłusznym.

A tymczasem Bóg się objawił jako miłość, czułość, dar, jako nieskończone upodobanie w kimś drugim, przywiązanie, zależność. Bóg objawił się jako posłuszny aż do śmierci.

Każdy z nas odtwarza winę i pomyłkę Adama. Gdzie myślicie znaleźć szczęście? Czyż nie w tym, że staniecie się coraz bogatszymi, coraz więcej samodzielnymi, coraz bardziej uwolnionymi od zależności, czyniąc, co chcecie, myśląc, co się wam podoba, zapewniając sobie przyszłość, licząc na swoje zasoby? Niestety! To jest przeciwieństwo do modlitwy Ojcze nasz.

A może naprawdę waszą ambicją jest stawać się coraz więcej miłością, przywiązaniem, zależnością, pokładać swą radość w radowaniu innych, swe bogactwo w dawaniu, swą władzę w służeniu, swe szczęście w bliźnim? Wówczas stajecie się jako Ojciec. Stajecie się prawdziwymi synami.”

Diabeł, któremu poprzez swoją własną niefrasobliwość wciąż pozwalam wchodzić w moje życie, sprawia, że jego pokusa odnosi skutek: właśnie wtedy, kiedy wydaje mi się, że jestem niezależny, że czuję się bardziej sobą. Dominuje wtedy we mnie chęć posiadania, żeby móc decydować o sobie, nie być zależnym od nikogo, raczej narzucając swoją wolę innym. Wtedy naprawdę pozostaję bardzo daleki od prawdziwego wizerunku, który włożył we mnie Bóg.

Słowo Boże z dzisiejszej niedzieli ma mnie obudzić, abym zobaczył moją obłudę, kiedy na wezwanie Boga przemawiającego do mnie poprzez zdarzenia, które dotykają mego życia mówię, że idę wykonać zlecone mi zadanie. A przecież ile już razy nie poszedłem. Jeżeli w winnicy Pana jestem od wcześniejszych godzin, choć moja zasługa w tym żadna, tak łatwo jest wtedy uważać siebie za lepszego? Niech inny idzie. Ten, którego dopiero co przyprowadził Pan z rynku świata, obdarzając go wielką serdecznością – chociaż jest synem marnotrawnym. Jak często można mieć pretensje do Boga, że kocha bardziej grzeszników aniżeli sprawiedliwych. A czy istnieją sprawiedliwi? Chore dziecko, którym matka więcej się zajmuje, czy jest bardziej ukochane niż pozostałe? Nie. Matka po prostu okazuje im swoją miłość w inny sposób. Jeżeli Pan Jezus powiedział, że nierządnice wyprzedzą do Królestwa Bożego tych, którzy uważają się za tak zwanych sprawiedliwych – to znaczy po prostu, że ci, którzy nie chcą się przyznać do swoich grzechów, bo pycha nie pozwala, pozostaną w tyle. Bóg przyjął wyznanie prawdziwie upokorzonego celnika, a nie stojącego na przedzie faryzeusza, który jednocześnie przechwalając się sobą, gardził celnikiem. Wiem, co to znaczy grób pobielany. Na zewnątrz zaś słowa gładkie, dobrze ułożone i pełne gotowości, a jakże. Tworzą przecież dobrą opinię, aby ratować twarz. I taką właśnie obłudę odrzuca Bóg.

Dzisiejsze II Czytanie nie bez powodu wzięte jest z Listu do Filipan, wśród których były nieporozumienia, jakaś niezdrowa rywalizacja ogarnięta egoizmem. Dlatego św. Paweł stawia Chrystusa przed nimi, który będąc „na równi z Bogiem, ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi… A w tym co zewnętrzne uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej.”

Jezus przyszedł, aby nam pokazać Ojca, który oddaje się całkowicie swojemu Synowi, bez żadnego cienia zwrotu ku sobie, czy szukania siebie – dlatego ma doskonałego Syna, który jest Mu doskonale podobny. W Nim, w swoim Synu złożył wszystkie swoje upodobania: „Ten jest Syn mój miły, w którym mam upodobanie. Jego słuchajcie.”

ks. Marian Łękawa SAC – Rektor PMK w Szkocji



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

ZNALAZŁA GO

To było takie proste, gdy przychodziłeś podrapany, posiniaczony, rozżalony, rozbeczany, wgramolić się jej na kolana i wtulić głowę, i słuchać, jak jej serce bije. Serce, które na pewno kocha. Płacz przechodził w pochlipywanie. Odpływała gorycz. Było ci dobrze, tak dobrze, że aż zasypiałeś.

Potem przyszedł okres, gdy denerwowała cię jej dobroć. Nie mogłeś znosić jej milczenia i smutnego spojrzenia, gdy coś złego zrobiłeś. Niechby zrobiła awanturę, niechby krzyczała, a nawet zbiła.

Potem poszedłeś w świat. Z wielkimi planami i nadziejami, pełen wiary w ludzi. A teraz wracasz. Tak jak wtedy:rozżalony. Do niej. W pokoju jest cicho, czyściutko jak dawniej, matka pomiędzy starymi meblami krząta się ucieszona, żeś przyszedł. ,,Może się herbaty napijesz?". Napijesz się, bo to ci da okazję do zatrzymania się tu dłużej. Ona nie wie i nigdy nie bedzie wiedzieć, jak ci tego powrotu było trzeba. Może później podejdzie i pocałuje twoja głowę, nie wiedząc jak bardzo na to czekałeś. Czujesz, jak odpływa twoja złość, nienawiść, rozgoryczenie, jak bierzesz w siebie światło, jej dobroć.

Przez te lata, które minęły, spiętrzyło się w tobie zło, stwardniałość, skrzepłeś w egoiźmie, stykając się z surowym światem.

Teraz w czasie nabożeństw majowych przychodzisz do Niej przez modlitwy, pieśni - obcujesz z Nią. Czujesz, jak odpływa od ciebie zło, jak bierzesz w siebie światło - Jej dobroć.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński