Gazeta Niedzielna

Wciąż jest jeszcze czas –
X
Niedziela Zwykła – ROK C

ks. Marian Łękawa SAC - Rektor PMK w Szkocji

Boże Słowo na dzień dzisiejszy objawia swą moc wskrzeszeniu zmarłych i to zarówno w Starym Testamencie jak i w Nowym. Owi dwaj młodzieńcy przywróceni na powrót do życia byli jedynymi synami swoich matek, które już wcześniej opłakiwały odejście swoich mężów. Wdowę z Sarepy Sydońskiej i tym razem trudno byłoby pocieszyć  – gdyby prorok Eliasz nie wykonał Bożą mocą różnych zabiegów, które były zapowiedzią obietnic mających spełnić się w swoim czasie. Również wdowa z Nain odprowadziłaby na cmentarz kolejną ukochaną osobę – gdyby Chrystus nie wypowiedział swoją mocą: “Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”.

Wobec śmierci każdy człowiek sam z siebie jest bezsilny. I w tej bezsilności może tylko płakać. Gdy Solon, prawodawca starożytnych Aten, płakał po zgonie syna, ktoś zwrócił się do niego słowami:

–       Nic mu tym nie pomożesz.

–       Właśnie dlatego płaczę – odparł mędrzec – że nic mu nie mogę pomóc.

Nie mając odniesienia do Bożej instancji pozostaje jedynie iść w żałobnym kondukcie, który zabiera nie tylko ukochaną osobą, ale całą ludzką radość i nadzieję jaką matka czy ojciec wiąże ze swoim dzieckiem.

Łzy, choć są wyrazem ludzkiej bezsilności, jednak dają ulgę. Towarzysząc opłakującym nie ukoimy ani ich smutku ani ich żałości ludzkimi słowami. Po prostu lepiej wtedy zamilczeć milczeniem, które wyraża żywe współczucie. John.K.Langemann analizując ludzkie uczucia przywołał takie wydarzenie, jak w jednej z parafii ksiądz proboszcz musiał przekazać tragiczną wiadomość rodzicom, że ich 12-letni syn utonął w czasie wycieczki. Ci rodzice po pewnym czasie powiedzieli Langemannowi, że ten ksiądz nie wygłaszał im kazania na temat mocy ducha i ofiary. On po prostu razem z nimi płakał. I oni za to zawsze będą go kochać, bo te łzy kapłana wyraziły jego autentyczne wzruszenie i autentyczny żal.

Zobaczmy Pana Jezusa w takich sytuacjach. Płakał w Betanii razem z Marią i Martą nad grobem Łazarza. A w bramie miasteczka Nain czyż nie był wzruszony patrząc na matkę opłakującą swojego syna? Podszedł do niej. Powiedział jej tylko dwa słowa: “Nie płacz”. A do martwego jej syna: “Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”. Przecież nie wołała do Jezusa, jak trędowaci, ślepi czy chromi. Jej matczyne serce nie było w stanie wtedy wypowiedzieć żadnego słowa. Są więc i takie modlitwy, w których nie ma słów. Jest tylko milczenie, jest płacz i wsłuchiwanie się w tajemnicę. Na kartach Pisma świętego wiele jest takich  modlitw niewypowiedzianych ustami a jednak wysłuchanych.

Starotestamentowa matka trzymając na swoich rękach syna, który był umarł a ożył, powiedziała do Eliasza: “Teraz już wiem, że naprawdę jesteś mężem Bożym i słowo Pana w twoich ustach jest prawdą”. Również reakcja mieszkańców miasteczka Nain była właściwa: ”Wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: “Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój”.

Słowo Boga, które wysłuchaliśmy i które dziś słucha cały Kościół czy dotyka mnie osobiście? Bo do mnie i do Ciebie to właśnie Słowo jest skierowane – dziś.

Jesteśmy w Kościele od momentu chrztu świętego. Jesteśmy cząstką tego Kościoła, co prawda każdy z nas jakąś maleńką, ale konkretną, jedyną i niepowtarzalną.  Płacząca matka nad zmarłym synem jest obrazem Kościoła. Bo rzeczywiście Kościół jest matką i tak jak matka, płacze nad swoim dzieckiem gdy zagubi się w grzechach i jest umarłe. Jeżeli wspólnota wierzących nie odczuwa bólu z powodu utraty wiary kogoś z jej członków, który jest w stanie takiego  duchowego zagubienia, że nawet nie zdaje sobie już sprawy w jakim jest nieszczęściu – to znaczyłoby, że ta wspólnota uległa jakieś śmiertelnej chorobie.

Św. Augustyn postawił pytanie: “Czy słusznie dopatrujemy się w tej wdowie z Nain obrazu Kościoła?” I odpowiedział w ten sposób: “Jak najsłuszniej, bo chociaż Kościół ma miliony dzieci, to każde dziecko jest dla Kościoła kimś jedynym. Nad śmiercią każdego dziecka Kościół płacze, jakby to było dziecko jedyne – i całą duszą pragnie jego wskrzeszenia”.

Rok Bożego miłosierdzia od Adwentowych dni trwa. Oby wzmocnił we mnie wiarę w moc Pana Jezusa, który wczoraj i dziś ten sam, wskrzesza umarłych. Oby wzbudził we mnie nadzieję, że wciąż jest jeszcze czas, aby przywrócić życie nawet najbardziej zagubionemu dziecku Kościoła.



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

ZNALAZŁA GO

To było takie proste, gdy przychodziłeś podrapany, posiniaczony, rozżalony, rozbeczany, wgramolić się jej na kolana i wtulić głowę, i słuchać, jak jej serce bije. Serce, które na pewno kocha. Płacz przechodził w pochlipywanie. Odpływała gorycz. Było ci dobrze, tak dobrze, że aż zasypiałeś.

Potem przyszedł okres, gdy denerwowała cię jej dobroć. Nie mogłeś znosić jej milczenia i smutnego spojrzenia, gdy coś złego zrobiłeś. Niechby zrobiła awanturę, niechby krzyczała, a nawet zbiła.

Potem poszedłeś w świat. Z wielkimi planami i nadziejami, pełen wiary w ludzi. A teraz wracasz. Tak jak wtedy: rozżalony. Do niej. W pokoju jest cicho, czyściutko jak dawniej, matka pomiędzy starymi meblami krząta się ucieszona, żeś przyszedł. ,,Może się herbaty napijesz?". Napijesz się, bo to ci da okazję do zatrzymania się tu dłużej. Ona nie wie i nigdy nie będzie wiedzieć, jak ci tego powrotu było trzeba. Może później podejdzie i pocałuje twoją głowę, nie wiedząc jak bardzo na to czekałeś. Czujesz, jak odpływa twoja złość, nienawiść, rozgoryczenie, jak bierzesz w siebie światło, jej dobroć.

Przez te lata, które minęły, spiętrzyło się w tobie zło, stwardniałeś, skrzepłeś w egoizmie, stykając się z surowym światem.

Teraz w czasie nabożeństw majowych przychodzisz do Niej przez modlitwy, pieśni - obcujesz z Nią. Czujesz, jak odpływa od ciebie zło, jak bierzesz w siebie światło - Jej dobroć.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński