Wydarzenie opisane w dzisiejszej Ewangelii jest jednym z wielu, w którym człowiek nawiązuje kontakt z Chrystusem. Ale to wydarzenie jest szczególne z tego względu, że setnik nie przychodzi osobiście do Chrystusa. Posyła wysłańców i posyła ich tylko dlatego, że sam nie uważa się za godnego, aby bezpośrednio spotkać się z Panem Jezusem. To są jego słowa: “Panie, nie trudź się, bo nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony”. I to był poganin.
W zapiskach ks. Jana Twardowskiego można znaleźć takie zdanie, które powiedział do niego niewierzący człowiek: “Gdybym wierzył, to szedłbym do tabernakulum na klęczkach”. Bywa tak w życiu, że ludzie spoza Kościoła daleko bardziej, niż ci oficjalnie będący w Kościele, zdają sobie sprawę, co to znaczy wierzyć.
Z jednej strony jestem świadomy mojej niegodności i wiem, że jestem człowiekiem ubrudzonym wieloma grzechami – a drugiej strony łaska wiary daje mi odwagę zbliżania się do Bożych misteriów. Pismo święte stwierdza bardzo wyraźnie: “Bóg pysznym się sprzeciwia a pokornym łaskę daje”. Ale pycha różne ma oblicza. Ona potrafi, czy raczej usiłuje, udawać także pokorę. Kiedyś pewien starszy mnich wygłaszał konferencję ascetyczną, w której przekonywał swoich braci: “Gdy jakiś mnich powiada: jestem pokorny, to na pewno taki nie jest; gdy zaś wyznaje: nie jestem pokorny, to na pewno taki jest; ja na przykład wcale nie jestem pokorny”.
Jest niedziela, dzień Pański. Przeżywamy Eucharystię, która rozpoczęła się aktem skruchy – uznaniem naszej grzeszności. W tej naszej bezradności ogarnia nas pragnienie, aby Pan sprawił cud uzdrowienia naszego serca, oczyszczenia go z egoizmu, z pychy, z przesadnego lęku o siebie i smutku, który związany jest z nadmierną troską o sprawy li tylko doczesne. Dzięki łasce wiary Msza św. daje nam nie tylko możność zobaczenia naszego oddalenia się od Bożych dróg, ale również głębokie pragnienie przemiany swojego serca. To jest wielka łaska – zobaczyć dzieła Boga samego i siebie w prawdzie. Ks. Tadeusz Dajczer w książce “Rozważania o wierze” tak pisze: “Dostrzeżesz swój trąd grzechu. I wtedy poznasz, jak jesteś niegodny Eucharystii, a jednocześnie, jak bardzo potrzebujesz Jej zbawczego działania w swoim życiu.
Twój wzrost w wierze umożliwi ci odkrywanie w czasie Eucharystycznej Ofiary realnej obecności Jezusa i odkrywanie uobecniania się Jego odkupieńczej ofiary. Zaczniesz coraz bardziej poznawać, kim On jest i co dzieje się na ołtarzu. Aby codzienne przyjmowanie Eucharystii nie powodowało rutyny i nie niszczyło twojej wiary, próbuj uczestniczyć we Mszy św. tak, jakbyś uczestniczył w niej po raz pierwszy lub po raz ostatni w swoim życiu. Pomyśl, jak głeboko musi przeżywać kapłan Mszę św. prymicyjną, swoją pierwszą Mszę św. Z pewnością, kiedy bierze on wtedy w swoje ręce Ciało Chrystusowe, to jest to dla niego rzeczywiście Ktoś. Może nieraz w tym momencie ręce mu drżą. To jest ta wiara nie zniszczona rdzą rutyny. Pomyśl o pierwszej Komunii św. konwertyty, który najpierw przygotowywał sie do chrztu, a potem przyjął Eucharystię. Może kiedy jego usta po raz pierwszy przyjmowały Ciało Pańskie, też drżały, bo bardzo żywa była jego wiara, że to przecież Bóg jest w tej chwili na jego ustach, że przychodzi do jego serca, że znalazł się w obliczu niezgłębionej, pełnej grozy i majestatu tajemnicy – misterium tremendum.”
Nie przypadkowo liturgia Kościoła przed przyjęciem Komunii św. używa słów, które wypowiedział był setnik: “Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo a będzie uzdrowiona dusza moja”. Kiedy Pan Jezus usłyszał te słowa skomentował je w ten sposób: “Powiadam wam: tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu”. Setnik stał się więc wzorem w przedstawianiu Bogu ludzkich prośb. Najpierw wysłał paru ze starszyzny, aby się za nim wstawili. A kiedy Chrystus szedł już w kierunku jego domu, znowu posyła przyjaciół, bo sam nie uważa się za godnego, aby przyjść i dlatego prosi: Powiedz tylko słowo… Swoje przekonanie obrazuje doświadczeniem wziętym ze swojego życia. Zachowanie setnika wynikało z autentycznej pokory i szacunku do Pana Jezusa. O. Jacek Salij tak komentuje tę scenę: “Najlepiej to chyba zrozumie nawracający się grzesznik, który sam czuje się brudny i niegodny – i dlatego prosi innych, żeby się za nim i w jego sprawach wstawiali u Boga. Zwłaszcza prosi o takie wstawiennictwo Bożych przyjaciół – zarówno tych, którzy już ogladają Boże oblicze, jak swoich współpielgrzymów, którzy wydają mu się szczególnie bliscy Bogu.” To wielkie zaufanie ludzi wierzących do Matki Bożej i do świętych jest obecne już od samego początku Kościoła. Wystarczy prześledzić, przynajmniej niektóre zapisane świadectwa, bo te niezapisane pozostają tylko w sercach wdzięcznych różnym świętym, którzy swoim wstawiennictwem wyjednali im potrzebne łaski.
Św. Hieronim zauważa, że skoro już za życia ziemskiego “modlili się za innych, o ileż bardziej po uzyskaniu korony zwycięstwa i triumfu!” Sobór watykański II wyraźnie stwierdza, że nasze kontaktowanie się z mieszkańcami nieba “wcale nie zubaża kultu uwielbienia, jaki przez Chrystusa w Duchu oddajemy Bogu Ojcu, lecz przeciwnie, jeszcze bardziej go wzbogaca.”
Św. Bernard z Clairvaux odnosząc się do Najświętszej Maryi Panny, która jest Pośredniczką wszelkich łask, napisał, że w Niej “aniołowie znajdują radość, sprawiedliwi łaskę, a grzesznicy przebaczenie na zawsze”. To przecież słowami jego modlitwy wołamy błagalnym głosem:
Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo,
że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego,
kto się do Ciebie ucieka, Twej pomocy wzywa,
Ciebie o przyczynę prosi.
Tą ufnością ożywiony, do Ciebie, o Panno nad pannami i Matko, biegnę,
do Ciebie przychodzę, przed Tobą jako grzesznik płaczący staję.
O Matko Słowa, racz nie gardzić słowami moimi,
ale usłysz je łaskawie i wysłuchaj. Amen.