Na kartach Pisma Świętego w niewielu miejscach można znaleźć takie mocno niepokojące słowa, które dziś Jezus wypowiada: „Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie”. A ci, którzy będą zdziwieni, dlaczego wejście jest dla nich zamknięte, usłyszą stanowcze oświadczenie: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy czynicie nieprawość”.
Jest to bardzo niepokojące dla mnie. Ileż już razy wypowiadałem Jezusowe imię. Tak często moje usta wołają: Panie, Panie. Jak się przekonać, że te Boże słowa są przede wszystkim we mnie mocno i głęboko osadzone?
Ale dlaczego pytam? Przecież dobrze wiem. Jestem jak faryzeusz, który też pytał Jezusa, choć dobrze wiedział, które jest największe przykazanie.
Póki imię Boga nie zapadnie głęboko w moje serce i nie ogarnie mnie całego – to choćby moje słowa i mój religijny styl bycia były pomocne dla drugiego człowieka dzięki tylko i wyłącznie Bożej mocy – to dla mnie samego może nie mieć żadnej skuteczności. Błagalną więc pieśnią nucę w czerwcowe dni:
„Serce Twe Jezu, miłością goreje, a nasze serca zimne jak lód,
i próżny zda się Twej męki trud.
Kiedyż o kiedyż, słodki mój Panie, poznamy Serca Twego kochanie?
Kiedyż Twa miłość rozpali nas? O dobry Jezu, czas to już, czas!”
Bo dobrze wiem jak wielki jest jeszcze rozdźwięk we mnie pomiędzy moim słowem i moim działaniem.
Ks. biskup Jan Pietraszko powiada, że „w tej przestrzeni dzielącej słowo i działanie ludzkie mogą zagnieździć się: kłamstwo, obłuda, fałsz i zdrada, i podstęp. I bywa tak w naszym życiu, że prawda jest w słowie, ale nie ma jej w czynach i w życiu. Może być również tak, że prawda jest w życiu, ale z pewnych, nam tylko znanych powodów, kłamie słowo i nie ma w nim prawdy, a powinna być i tu, i tam. I może być wreszcie i tak, że nie ma prawdy ani w słowach, ani w życiu, że prawda została wygnana na margines. Wyśmiana, jak Chrystus przez Heroda. Skazana, jak Chrystus przez Piłata. Ukrzyżowana, jak Chrystus na Kalwarii.”
U Boga słowo i czyn nakładają się na siebie całkowicie. Spoiwem, które sprawia tę jedność nierozdzielną – jest prawda. Dlatego każde kłamstwo, nawet najmniejsze, czy wszelki fałsz jest zupełnie poza Bogiem.
Na jakiej więc jestem drodze? Czy na tej, która zbliża moje słowo z moim działaniem? Bardzo pragnę coraz pełniej uznawać za prawdę to, co Bóg uznaje za prawdę. Obym nigdy nie próbował uprawiać z Bogiem niegodnego targu o granicę dzielącą dobro i zło. Znam tę naiwną „modlitwę”, której chodzi tylko o to, aby było łatwiej, trochę przyjemniej, a w trudnych sprawach wygodniej. Człowiek wtedy ma bezczelność perswadować Panu Bogu, że przesunięcie granicy nikomu nie zaszkodzi. Polskie przysłowie mówi: „kto prawdę zaciera, Boga się zapiera”.
Do sławnego mędrca przyszedł młody człowiek z prośbą, aby zostać jednym z jego uczniów. Mistrz najpierw przyjrzał mu się a potem tak powiedział:
– Jeżeli szukasz prawdy i chcesz być moim uczniem, to musisz wziąć na siebie pewne obowiązki!
– Jakie? – chciał wiedzieć młody człowiek.
– Będziesz musiał nosić wodę, rąbać drzewo, przygotowywać posiłki i sprzątać dom.
– Ja szukam prawdy, a nie pracy – odburknął młodzieniec i odszedł zasmucony, bo jeszcze nie wiedział, że prawda przylega do życia powszedniego.
Ojciec Święty Jan Paweł II, 12 czerwca 1987 roku na Westerplatte, mówił do młodzieży: „Człowiek jest sobą poprzez wewnętrzną prawdę. Jest to prawda sumienia, odbita w czynach. W tej prawdzie każdy człowiek jest zadany samemu sobie. Każde z dziesięciu przykazań, każda zasada moralności jest szczególnym punktem, od którego rozchodzą się drogi ludzkiego postępowania, a przede wszystkim drogi sumień. Człowiek idzie za prawdą, którą dyktuje mu sumienie, albo też postępuje wbrew tej prawdzie. W tym miejscu zaczyna się dramat, tak dawny jak człowiek. W punkcie, który ukazuje Boże przykazanie, człowiek wybiera pomiędzy dobrem a złem. W pierwszym wypadku – rośnie jako człowiek, staje się bardziej tym, kim ma być. W drugim wypadku – człowiek się degraduje. Grzech pomniejsza człowieka…
Każdy z Was, Młodzi Przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje <Westerplatte>. Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można <zdezerterować>.
Wreszcie – jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba <utrzymać> i <obronić>, tak jak to Westerplatte w sobie i wokół siebie. Tak, obronić – dla siebie i dla innych”.
Biorę więc Słowo Boże – tak jak w dzisiejszym Czytaniu z Księgi Powtórzonego Prawa – „do serca i do duszy. Przywiązuję na swoim ręku jako znak, umieszczam na czole” – po to, żeby moje myśli były prawdziwe. Obym zawsze właściwie wybierał, dlatego modlę się wraz z psalmistą za siebie i za tych, wśród których jestem:
„Bądź dla mnie, Panie, skałą ocalenia.
Naucz mnie, Boże, chodzić Twoimi ścieżkami,
prowadź mnie w prawdzie, według Twoich pouczeń”.