Gazeta Niedzielna

Zawierzyć do końca
IV Niedziela
Adwentu i Boże Narodzenie– ROK C/>

ks. Marian Łękawa SAC - Rektor PMK w Szkocji

IV NIEDZIELA ADWENTU

Dziś jest już ostatnia niedziela Adwentu. Maryja z Tajemnicą Zwiastowania idzie poprzez górzystą krainę „z pośpiechem”- jak zaznacza Ewangelia, do swojej krewnej Elżbiety. W ten sposób dokonuje się kolejna Tajemnica – mówimy Nawiedzenie. Mimo, że Maryja nie powiedziała Elżbiecie, iż jest brzemienną – zostają wypowiedziane takie oto słowa: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” W tym spotkaniu dokonuje się nieprawdopodobne i przedziwne połączenie Starego Przymierza z Nowym.

Hans Urs von Balthasar komentuje to w taki sposób: „Chrystus przeznaczył całe Stare Przymierze na swego poprzednika, dlatego też pełna jego wykładnia jest możliwa tylko w odniesieniu do Chrystusa. Drogowskaz ma tylko wtedy sens, gdy miejscowość, którą wskazuje, rzeczywiście istnieje. Zgadza się to z faktem, że ludzie Starego Przymierza mieli bardzo niejasne wyobrażenia na temat istoty zbawienia, które oczekuje ich w przyszłości. Inaczej Elżbieta: wraz z dzieckiem w swym łonie, napełniona Duchem Świętym, wie bardzo dobrze o celu zbawienia. To dlatego wita stojącą przed nią niewiastę jako Tę, która posiadała wiarę doskonałą, tak iż Bóg mógł wreszcie spełnić daną dawno temu obietnicę.”

Każdy człowiek nosi w sobie dziedzictwo Adama i Ewy. Chciałby przede wszystkim panować nad sytuacją. Poznać, wiedzieć i rozumieć jak sprawy się mają. Realizować swoje plany. Iść swoją drogą. A kiedy tak się nie dzieje – wtedy zaczyna wątpić. Tylko Maryja, jedna jedyna, zgodziła się pozostawić to wszystko Bogu. Mimo, że swoje życie wyobrażała sobie całkiem inaczej, to jednak w Zwiastowaniu wypowiedziała swoje „fiat” – „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Zaufała Bogu i to zaufała całkowite. Od razu też poznała jak wiele ta zgoda na Boże plany kosztuje. Bo oto zrezygnowała z macierzyństwa, a teraz musi przyjąć na siebie macierzyństwo tak nadzwyczajne, że całe Jej życie idzie nie tak jakby człowiek chciał. Rozpoczyna się od Józefa, któremu nie wiadomo jak wytłumaczyć zaistniałą sytuację. Przeżywa upokorzenie, przeżywa smutek, samotność. Ale Ona ze swoim bezgranicznym zaufaniem w tych wymaganiach rozpoznaje Boga. A jest to dopiero początek drogi. Kiedy przyjdzie czas rozwiązania Józef będzie szukał i nie znajdzie dla Niej miejsca w Betlejem. Boży Syn urodzi się w stajni, w miejscu przeznaczonym dla zwierząt. Potem król Herod w swojej wściekłości dokona rzezi Niewiniątek. Tyle niemowląt zabitych. Tyle rodzin w żałobie. I trzeba będzie dalej wierzyć Bogu i śpiewać „Wielbi dusza moja Pana”. Ufała w każdej sytuacji, że właśnie w ten sposób realizuje się Boży plan zbawienia, choć po ludzku taki niezrozumiały i trudny do przyjęcia. Ale Maryja będzie się godzić na to co Bóg da, dlatego pod osłoną nocy opuści swój rodzinny kraj razem z Jezusem i Józefem pójdzie w obce strony przez zieloną granicę? Po powrocie do Nazaretu przez trzydzieści lat nic szczególnego się nie wydarzy poza trudną odpowiedzią 12-letniego Syna: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Później Chrystus będzie nauczał o Królestwie Bożym. I znowu Maryja będzie musiała słuchać bardzo trudnych słów swojego Syna: „Co Mnie i Tobie niewiasto?” Innym zaś razem usłyszy: „Któż jest moją matką? Ten kto słucha Słowa Bożego i wypełnia je”.

W taki trudny i niezrozumiały sposób Pan Bóg prowadzi Ją aż na Golgotę. I tam na Kalwarii Maryja, jak pisze ks. Ludwik Evely – „nie tylko powie: Oto ja służebnica Pańska – to jeszcze było łatwe – ale: Oto Sługa Pański – niech Mu się stanie, niech nam się stanie… Tam to Maryja stała się w pełni matką, tam dała wszystko, tam dostosowała się do wszystkich myśli, wszystkich pragnień, całego posłannictwa Tego Człowieka, który był zarazem Jej Synem i Jej Bogiem. Tam zrodziła Go po raz drugi: w Jego Odkupieniu, w Jego Dziele. A to dlatego, że wyraziła doskonałą zgodę.”

Jej wiara była prawdziwie doskonałą, a nauczyła się jej przez posłuszeństwo zgadzając się na wszystkie wymagania, które Bóg stawiał na Jej drodze. Nie rozumiejąc ich całkowicie godziła się z wolą Boga. A przecież jakże trudno było w nich zobaczyć, że to są te wielkie rzeczy, które Pan uczynił w niskości, rozczarowaniu, zdruzgotaniu, cierpieniu, w rozdarciu duszy Swej służebnicy. Dlatego tak bardzo upodobniła się do Swojego Syna, który w dzisiejszym II Czytaniu mówi: „Oto idę. W zwoju księgi napisano o Mnie, abym pełnił wolę Twoją, Boże.”

W tym kończącym się Adwencie żarliwiej pragnę przesuwać paciorki różańca, abym mógł bardziej świadomie przeżywać prawdę słów: Bądź wola Twoja a nie moja. Maryja jest tutaj najlepszą przewodniczką. Ojciec św. Jan Paweł II w Liście Apostolskim o Różańcu tak pisze: „Chrystus jest Nauczycielem w całym tego słowa znaczeniu, jest objawiającym i samym Objawieniem. Nie chodzi jedynie o nauczenie się tego, co głosił, ale o nauczenie się Jego samego. Jakaż nauczycielka byłaby w tym bieglejsza niż Maryja? Jeśli ze strony Boga to Duch Święty jest wewnętrznym Nauczycielem, który prowadzi nas do pełnej prawdy o Chrystusie, wśród istot stworzonych nikt lepiej od Niej nie zna Chrystusa; nikt nie może, tak jak Matka, wprowadzić nas w głęboką znajomość Jego misterium.”

UROCZYSTOŚĆ BOŻEGO NARODZENIA

Bóg się rodzi, moc truchleje.
Pan niebiosów obnażony!
Ogień krzepnie, blask ciemnieje,
Ma granice Nieskończony!
Wzgardzony okryty chwałą,
Śmiertelny Król nad wiekami!

A Słowo stało się Ciałem
I zamieszkało między nami.

Co roku ta kolęda Franciszka Karpińskiego wypełnia nasze kościoły i domy wyśpiewując cały paradoks Tajemnicy Wcielenia. Owe przeciwieństwa wytyczają granice przestrzeni, w której rodzi się Mesjasz świata. A rodzi się, jak powiedział Ojciec św., „dla ludzkości poszukującej wolności i pokoju. Rodzi się dla każdego człowieka udręczonego grzechem, potrzebującego zbawienia i spragnionego nadziei.

Maryja „powiła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie”.

Oto ikona Bożego Narodzenia: bezbronne niemowlę, które kobiece dłonie zawijają w ubogie pieluszki i składają w żłobie.

Któż mógłby pomyśleć, że ta maleńka istota ludzka jest Synem Najwyższego? Tylko Ona, Matka, zna prawdę i strzeże tajemnicy.

Tej nocy my także możemy wniknąć w Jej spojrzenie, by rozpoznać w tym Dziecięciu ludzkie oblicze Boga. Również my – ludzie trzeciego tysiąclecia – możemy spotkać Chrystusa i kontemplować Go oczyma Maryi.”

Tajemnicę Bożych Narodzin można porównać do ziarna wrzuconego w ziemię. Jest ono niewidoczne, ziemią przykryte. Aż po pewnym czasie to maleńkie ziarenko potrafi tę ziemię rozsadzić i wyróść, aby wydać owoc. Potrzebne jest tu cierpliwe czekanie, choć nieraz wydaje się ono bardzo długie.

Czy niepodobnie jest z Maleńkim Dzieckiem bezradnie spoczywającym na kolanach Matki, którą odepchnięto z powodu ubóstwa na margines życia, poza miasto? Ale Ono będzie rosło, będzie przeżywało ludzki los, tak jak każdy, aż pewnego dnia wypowie Słowo, w którym jest pełnia życia – aż pewnego dnia zabłyśnie cudem Zmartwychwstania.

W sercu każdego z nas posiane jest ziarno Bożego życia. Nie wiadomo tylko ile drogi jeszcze pozostało, bo noszenie Bożych ziaren u każdego jest inne. Tu, po tej stronie to Boże życie jest osłonięte, tak jak ziarno przykryte ziemią. Przechodzą przez nią różni ludzie nieświadomi, że w człowieczym sercu kiełkuje Boże życie. A kiedy bywają trudne odcinki ludzkich dróg – to tak jakby olbrzymia skiba przygniata resztki nadziei. Wtedy ciepło słonecznych promieni, które daje Pan poprzez dobroć ludzkich rąk nie tylko ocala, ale i roznieca przygaszający płomień prawdziwego życia. Przygnieciony człowiek sam nie potrafiłby ożywić w sobie nadziei.

Tu przypomina mi się historia o węgierskim benedyktynie, który blisko dwadzieścia lat spędził w sowieckich łagrach. Kiedy opowiadał na spotkaniu z młodzieżą o panujących tam nieludzkich warunkach, o zmaganiu się z głodem, zimnem, wyczerpującą pracą, w pewnym momencie ktoś postawił mu takie pytanie:

– Jak to się stało, że zachował ojciec takie wnikliwe spojrzenie na życie, wysoki poziom duchowy, a nawet tyle radości i pogody ducha? Przecież tamta sytuacja wręcz popychała do tego, by stać się człowiekiem żalu, goryczy, by znienawidzić swoich oprawców. Przecież tam, w obozie łatwo było znaleźć usprawiedliwienie dla swojej złości, agresji, nawet nienawiści.

– To rzeczywiście nie było łatwe – odpowiedział zakonnik – ale mnie i moich towarzyszy niedoli ocaliła jedna rzecz. Przez te wszystkie lata, każdego wieczoru zbieraliśmy się w kącie baraku i każdy z nas mówił o tym, co go w tym dniu dobrego spotkało. Ktoś opowiadał o swoim zachwycie nad wschodzącym słońcem, inny, że kromka czarnego chleba tak bardzo smakowała, ktoś jeszcze cieszył się, że zagoiło się jakieś skaleczenie. Opowiadaliśmy sobie nawet o tym, że przyśnili się rodzice, rodzinny dom. Uratowało nas właśnie to, że przez dwadzieścia lat, będąc w tym piekle, nie daliśmy sobie wyrwać z serc umiejętności dziękowania, poczucia wdzięczności. To było nasze zwycięstwo nad nieludzkim systemem, to sprawiło, że nie uważam mojego życia za zmarnowane, że cały czas byłem i jestem szczęśliwy.

Czy to nie były właśnie te Boże ziarna w ich sercach ukryte? Razem zebrane wyrosły mocne, niczym łan zboża, któremu ani burze i wichry, ani deszcze i śniegi zaszkodzić już nie mogły.

Odkąd narodził się na naszej ludzkiej ziemi Boży Syn – nikt nie przechodzi przez nią sam. Boże Wcielenie wciąż się dokonuje w ludzkich sercach. Taka jest ostateczna celowość tego wszystkiego, co tam w Betlejem się dokonało.

Jeżeli w tę dzisiejszą noc słyszę przesłanie anioła: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję Wam wielką radość, która będzie udziałem całego narodu; dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan” – to znaczy, że wciąż Bóg się rodzi w kruchej dziecięcej postaci. Bo Eucharystia jest jeszcze ciągle znakiem przychodzącego Boga w pokornej postaci. I ja, biedny, grzeszny człowiek, nie tylko drżącą ręką dotknę tego cudu dobroci i miłości, ale co więcej – zostanę zaproszony do stołu Pańskiego.



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

JEŚĆ NIE OBMYTYMI RĘKAMI CZŁOWIEKA NIE PLAMI

Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem dobrze ułożonym. Gdy uchybisz w tym względzie, nie rób sobie zbytnich wyrzutów. Bo może się w Tobie wytworzyć przekonanie, że na tym polega istota twojego życia. A przecież chodzi o twoją intencję, o twoją bezinteresowność .

Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem dobrze ułożonym, bo może się zdarzyć, że osiągniesz sukces w tym względzie, i tak otoczenie twoje, jak i ty sam uznasz, że postępujesz poprawnie - a nawet nie zauważysz, że wnętrze twoje jest kłębowiskiem żmij.

* * *

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński