Przedstawiając się na spotkaniu z publicznością, niezwykle skromnie powiedział, że nie jest kimś wyjątkowym. Potem opowiedział swoją historię, której wycinek można poznać w filmie „Johnny” z 2022 roku, w reżyserii Daniela Jaroszka. Słuchało się jej z niesłabnącą uwagą przez półtorej godziny – tak bardzo była angażująca, opowiedziana szczerze do bólu. Chyba każdy uczestnik tego spotkania (w polskiej parafii pw. św. Wojciecha w Londynie, 10 marca) miał poczucie, że Patryk Galewski, do którego wyciągnął kiedyś pomocną dłoń nieżyjący już ks. Jan Kaczkowski, jest właśnie wyjątkowy i takie też jest jego życie.
Ten ‘śmieszny ksiądz’
Kiedy w jego rodzinnym Pucku ks. Kaczkowski, kierujący stworzonym przez siebie hospicjum, podał mu pomocną dłoń, nie była to rzecz chwili, pojedynczego gestu, ale początek bardzo złożonego procesu. Właściwie ich znajomość zaczęła się od niewybrednej w słowach próby (i takiejż riposty) przegonienia Patryka z terenu szkoły, w której ks. Jan (filmowy Johnny) uczył religii i gdzie jednocześnie Patryk pod nieuwagę pedagogów handlował narkotykami.
Jak to możliwe, że ks. Kaczkowskiemu udało się zbliżyć do młodego gangstera, który gardził Kościołem, za nic miał księży i wszelkie autorytety. Choć tu może był jeden, wypaczony wyjątek: ojciec Patryka, alkoholik, który wpędził całą rodzinę w biedę, zamienił ich dom w miejsce, gdzie Patryk nie chciał żyć. Mimo to, słuchał ojca, gdy ten powtarzał mu ‘musisz być silny’. A co to dokładnie znaczyło, chłopiec musiał już sam zrozumieć, więc myślał, że trzeba się bić, mieć poważanie w gronie osiłków i gangsterów, zdobywać siłą to, co się chce mieć. W rezultacie jego związki ze światem przestępców i narkomanów zaczęły się wcześnie. Pierwszy raz został zaaresztowany w wieku 12 lat. Potem, przez całe swoje nastoletnie życie, wielokrotnie zaliczał kolejne odsiadki.
Jak więc było możliwe, że ks. Kaczkowski nawiązał z nim kontakt? Odpowiedź na to pytanie tkwi nie tylko w zbiegu okoliczności, bo Patryk miał do odpracowania społeczne godziny w hospicjum. Wcale się do tego nie śpieszył, więc to nie tam spotkali się po raz pierwszy. Tu trzeba zrobić uwagę, że nawet jeśli nie znało się ks. Kaczkowskiego osobiście, to na podstawie różnych źródeł informacji – wypowiedzi spisanych, nagrań w Internecie itp., wolno stwierdzić, że miał on nadzwyczajny dar nawiązywania kontaktu w sposób, jaki w sekundę i skutecznie docierał do odbiorcy, trafiał w jego styl myślenia i mówienia. Nie dało się tego zignorować i Patryk też stanął jak wryty, gdy ten ‘śmieszny ksiądz’, jak go postrzegał po incydencie szkolnym, nagle stanął mu kiedyś na drodze w jednej z uliczek Pucka. Świetnie opisał tę scenkę sam Patryk i, jak można było zrozumieć, był to pierwszy punkt do nawiązania kontaktu z tym przedziwnym duchownym, który później podpisał mu darowaną na czas więzienia książkę jako ‘Tata’.
Na krawędzi życia
Całe wcześniejsze doświadczenie rzeczywistości było dla Patryka jednym mrocznym pasmem walki nie tylko ze światem zewnętrznym, ale i z samym sobą, co skutkowało w aż trzech próbach samobójczych. Ten świat, w którym dorastał, był brutalny, a on sam nie widział poza nim innego życia. Bardzo powoli zaczął mu otwierać oczy właśnie ks. Kaczkowski, a tych kolejnych etapów nie da się tu przedstawić. Od tego jest film i jest książka, którą spisał Piotr Żyłka, dziennikarz i autor słynnej książki-wywiadu z ks. Kaczkowskim „Życie na pełnej petardzie”. To on towarzyszył Patrykowi podczas londyńskiego spotkania z publicznością, podczas którego można było kupić ich wspólną książkę „Synek księdza Kaczkowskiego” (wyd. Znak, Kraków 2023).
Dziś Patryk jest na antypodach swej mrocznej przeszłości. Cieszy się szczęśliwą rodziną, jaką założył z Żanetą, poznaną w puckim hospicjum, a każdemu ze swoich dzieci mówi na dobranoc „Kocham Cię” i w odpowiedzi słyszy to samo. I nie są to tylko rutynowe słowa. On sam przez całą swoją młodość, jak mówił, nie czuł się ani kochany, ani potrzebny, ani nie widział sensu życia. I jak podkreślił, gdyby ks. Kaczkowski nie stanął kiedyś na jego drodze, na pewno dziś już by nie żył.
Jedną z najbardziej uderzających rzeczy w historii Patryka jest jego nadzwyczajna odwaga. Pozostaje w pamięci szczególnie jedna sytuacja z jego życia więziennego. Był już wtedy pracownikiem hospicjum, kucharzem. Jego życie miało szansę się stabilizować, ale musiał powrócić do więzienia, i to na osiem lat, za swe wcześniejsze przestępstwa, do których doszły ogromne długi. Nie pomogła tu interwencja ks. Kaczkowskiego, który w kilka dni po operacji mózgu uciekł ze szpitala, by być na naradzie, gdzie decydował się los Patryka i gdzie starał się przekonać decydentów, że on jest dobrym człowiekiem; że gdy przychodzi do umierających w puckim hospicjum, wywołuje uśmiech na ich twarzach.
Patryk ponownie trafił do więzienia. Mógł jednak z niego wychodzić na określne godziny pracy w hospicjum i to go ratowało psychicznie. Ale któregoś dnia został w więzieniu bardzo dotkliwie pobity. Kazano mu wskazać oprawcę. I tu właśnie nastąpił moment niezwykle odważnej decyzji. Patryk wiedział, że niewskazanie oznacza utratę kontaktu z hospicjum, które było jedynym jasnym punktem w jego życiu, z kolei wskazanie oprawcy oznaczało lata nękania, dręczenia, bicia przez współwięźniów. Wybrał to drugie.
Kolejny nowy początek
Przedwczesna śmierć ks. Kaczkowskiego musiała spowodować niewyobrażalną wyrwę w nowym życiu Patryka, ale potrafił zbudować na tym doświadczeniu kolejny nowy początek. Postanowił rzucić pracę kucharza, w której się świetnie wykształcił, i podjął kontynuację dzieła ks. Jana w nowym wymiarze – w domach poprawczych, do których jeździ i rozmawia z przebywającą tam młodzieżą. A chyba nie ma lepszego wychowawcy, autorytetu dla niej, jak młody człowiek, który sam wyszedł ze świata przestępczego, potrafi komunikować się jego językiem, a jednocześnie przekazać tym młodym ludziom tę najważniejszą wiadomość: że nikt z nich nie jest w głębi zły, tylko w jakiś sposób skrzywdzony, zraniony, i że z tego jest wyjście, jest nadzieja dla każdego.
„Synek księdza Kaczkowskiego” dostał nowe życie, ale też łaskę wiary. Tych kilka okruchów jego historii spisanych tutaj opiera się wyłącznie na wrażeniach z londyńskiego spotkania. Jak podkreślili jego goście, dało ono wejrzenie zaledwie w ułamek historii Patryka. Jego opowieść już rozsadza umysł, więc czym musi być książka, która jest bardzo szczerym i nieporównanie szerszym jej opisem, i która w istocie nie ma końca, bo ta historia przecież wciąż się rozwija.
Agnieszka Okońska