Gazeta Niedzielna

Słuchając dzisiejszej Ewangelii może człowieka dotknąć pewna pokusa: skoro Mojżesz zezwalał na napisanie listu rozwodowego i oddalenie żony – to czy aby Chrystus nie przecenia możliwości swoich naśladowców? Żeby tylko mieć gwarancję Bożej wyrozumiałości w tym względzie człowiek jest gotów nawet przyznać się, i to bez większych oporów, do posiadania też zatwardziałego serca. Ale Pan Jezus nie pozostawia żadnej wątpliwości. Sięga ponad prawo Mojżeszowe do pierwotnego porządku Stworzenia.

I ten pierwotny porządek nierozdzielności wpisany jest już w samą naturę człowieka i to zarówno w aspekcie duchowym jak i cielesnym. Dzisiejsze I Czytanie bardzo obrazowo, może nawet aż naiwnie – ale przekazuje istotną prawdę o godności kobiety i mężczyzny, którzy w małżeństwie stanowią jedno ciało. Miłość małżeńska jest mocniejsza od wszystkich innych więzi, jakie łączą ludzi ze sobą. Hans Urs von Balthasar tłumaczy, że „nad zwierzętami człowiek panuje, lecz w kobiecie Adam rozpoznaje samego siebie: „Ta dopiero jest ciałem z mego ciała”. „Dlatego to”, jak wyraźnie mówi Pismo, mężczyzna łączy się z kobietą, i w ten sposób ci dwoje stają się tym, czym właściwie już są: jednym ciałem. Pierwsza opowieść o stworzeniu świata wspomina również o płodności tego związku mężczyzny i kobiety, jest ona bowiem częścią uzasadnienia nierozerwalności związku małżeńskiego, co Jezus podkreśla w swym wyjaśnieniu.”

Ale życie jednak pokazuje, że bardzo wiele małżeństw po prostu rozsypuje się. I choć rozwód nie jest tu żadnym lekarstwem na ludzkie dramaty, szczególnie w sytuacjach, które dotykają dzieci, to jeszcze niepokojącym staje się fakt coraz większego społecznego przyzwolenia, że to jest normalne.

Już w roku 1876 Klara z Tańskich Hofmanowa pisała, że „choćby kto żadnej religii nie miał, o świętości małżeństwa przekonanym nie był, sam prosty wstyd, sama przyzwoitość winnyby sprawy rozwodowe obrzydzić. Lecz niestety, w owym czasie owa plaga rodzin, owo zabójstwo moralności tak było powszechne i ułatwione, że ręczę, iż każdy, co owe czasy pamięta, naliczyćby potrafił jednym tchem kilkanaście par, najpierwszych imion, z których albo jedno albo drugie się rozwiodło, a często bardzo oboje. Ohydny przydomek rozwódka stał się nawet przydomkiem dobrego tonu, rekomendacją w wielkim świecie, synonimem elegantki. Taka zgroza, która i dziś jeszcze w naszej Polsce zdarza się częściej niźli w innych krajach; kto wie czy nie jest także jednym z powodów kary niebios nad nami! Za nieporządkiem domowym, tyle innych nieporządków idzie”…

A co powiedzieć o takich sytuacjach, nie zawsze świadomie zawinionych, że dwoje ludzi zagubi się i odnaleźć się nie może. Terminologia prawnicza nazywa to trwałym rozkładem pożycia połączonym z utratą kontaktu psychicznego. Wtedy dwoje ludzi, choć mieszkają razem pod jednym dachem, są rozłączeni. Pomiędzy nimi jest już zupełna obcość. To tak jakby o nich William Maugham pisał:

„Tragedią miłości nie jest śmierć. Tragedią miłości nie jest rozłąka. Tragedią miłości jest obojętność.”

A Henryk Sienkiewicz w „Kwiatach zła” po prostu stwierdza, że „lepsza śmierć niż powolne w niewzajemnej miłości udręce konanie”.

Na pewno przy pomocy prawnego czy policyjnego przymusu nie można nakłonić mężczyznę i kobietę do miłości. To dlatego Pan Jezus znając tę zmienność człowieczego serca i tę niestałość jego woli, przenosi ludzką miłość w rejony Bożych tajemnic dając jej moc i rozmiar aż takiej miłości, jaką Bóg ofiarowuje swojemu ludowi. Bo Bóg jest Oblubieńcem i związał się z Izraelem, swoją Oblubienicą i to miłością niezniszczalną. Kardynał Jean-Marie Lustiger pyta: „Czy Bóg-Oblubieniec zerwie swoje przymierze i oddali swój lud dlatego, że nie był on absolutnie wierny miłości ofiarowanej przez Boga? Czy Oblubienica-Izrael odrzuci swego Oblubieńca-Boga, służąc innym panom, innym bożkom? W podobny sposób Jezus wyrazi się mówiąc o swych współczesnych, a więc i o nas: „O, plemię niewierne, dopóki mam was cierpieć?” Plemię cudzołożne – to pokolenie, które sprzedaje się bożkom. A Bóg przebacza swej niewiernej Oblubienicy, Jego miłość nie zna granic, Przymierze zaś jest nieodwołalne.”

Pan Jezus w ten sposób odsłania tajemnicę Bożego planu. Pan Bóg stwarza człowieka na swój obraz i proponuje mężczyźnie i kobiecie taką właśnie niezniszczalną miłość, która jest możliwa dzięki Bożej mocy. Bo to właśnie ta Boża moc daje łaskę wierności, daje możliwość przebaczenia wchodząc w rejony miłosierdzia, o ile człowiek zechce współdziałać.

Pomimo ciągłych ludzkich niewierności i pomimo ciągłych ludzkich grzechów, Pan Jezus, jak zapewnia dzisiejsze II Czytanie, nie wstydzi się nazywać siebie Synem Człowieczym. Przecież „z łaski Bożej za wszystkich zaznał śmierci”. Odkąd wydał na krzyżu swoje Ciało i Krew – wydaje je stale w sakramencie Eucharystii. Dlatego jest prawdziwym Małżonkiem, a Jego Oblubienicą jest cały ludzki ród. Bóg, który się oddaje człowiekowi sprawia, że z kolei człowiek ma tę możność stania się darem, że znajduje upodobanie w dawaniu, że poznaje smak Bożej radości. Będąc obdarowanym może obdarowywać innych.

Wiosną 1886 roku w kościele św. Augustyna w Paryżu młoda kobieta prosi swojego spowiednika o poradę. Jej kuzyn Charles de Foucauld stracił wiarę i prowadzi życie hazardzisty. I nie wie jak mu pomóc, a bardzo by chciała i bardzo cierpi z tego powodu. Zakonnik mówi w ten sposób: „Jeżeli chcemy nawrócić jakąś duszę, nie możemy jej upominać. Najlepszym środkiem nie jest zatajanie przed nią czegokolwiek, lecz pokazanie jej, jak bardzo ją kochamy”.

I rzeczywiście: jeszcze w tym samym roku Charles de Foucauld nawraca się. Szczera pobożność jego kuzynki wywiera na nim tak ogromne wrażenie, że nie opuszcza go już pytanie o Boga. W październiku przystępuje do spowiedzi i od tej pory prowadzi życie, które zbliża go wciąż do Boga.

ks. Marian Łękawa SAC – Rektor PMK



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

,,JAK SIEBIE SAMEGO"

Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmiastowych wyników swoich postanowień. Nie denerwuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popełnisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim być dla innych.

W przeciwnym razie zamkniesz sparawę stwierdzeniem, że jesteś dobry, albo stwierdzeniem równie jałowym - że jesteś zły.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński