Gazeta Niedzielna

Francuski dramaturg Jean Anouilh w jednej ze swoich sztuk przedstawił szokującą scenę z Sądu Ostatecznego: Sprawiedliwi – pewni swoich zarezerwowanych miejsc – stoją przed bramą do Raju. Niecierpliwie czekają na moment, w którym będzie można wejść. I kiedy tak chełpią się swoimi zasługami nagle powstaje wielkie zamieszanie, bo słyszą nieprawdopodobną wieść, że tym innym, którymi oni pogardzali, Bóg przebaczył. Najpierw niedowierzają, ale kiedy okazało się to prawdziwe – są pełni oburzenia, pretensji i żałują swoich wysiłków i trudów. Robią więc ostre wyrzuty Bogu:

  • Gdybyśmy to wiedzieli wcześniej…

I w tym momencie, ogarnięci całkowitą złością, zostają potępieni.

Tak łatwo człowiek ustawa siebie wyżej patrząc na innych z góry. Sam fakt bycia w Kościele jak potrafi nieraz stworzyć dystans w stosunku do tych, którzy są poza. Dlatego dzisiejsze Słowo Boże przestrzega biorących udział w sprawowaniu Eucharystii, że chrześcijańskie myślenie i działanie jest możliwe nie tylko w jej obrębie, bowiem Boża wszechmoc również poza Kościołem może wzbudzić chrześcijańską postawę – czego symbolem jest tu kubek wody podany uczniom Chrystusa i uczynek ten nie pozostanie bez wynagrodzenia. I zaraz potem Pan Jezus mówi jak wielkim niebezpieczeństwem jest zazdrość. Ta sama zazdrość za otrzymanie Bożych darów opisana jest w dzisiejszym I Czytaniu z Księgi Liczb. Mojżesz patrzy jednak dalej, bo wyczekuje kiedy Duch Boży rozleje się na wiele serc: „Czyż zazdrosny jesteś o mnie? Oby tak cały lud Pana prorokował, oby mu dał Pan swego ducha”. Aby wytłumaczyć na czym polega niebezpieczna droga, na którą człowiek wchodzi, może czasem i nieświadomie, ale na niej nie ma ocalenia, bowiem taka droga wiedzie tylko do zatracenia – Pan Jezus posługuje się bardzo drastycznymi obrazami. Widać w nich konsekwencje zwielokrotnione poprzez wciąganie również innych na tę samą drogę. Jeżeli te słowa wywołują niepokój – to dobrze, bo pomogą mi zdać sobie sprawę z odpowiedzialności za moje postępowanie. Ale jeżeli zostaną zlekceważone, albo jeszcze gorzej – wywołają irytację – co wtedy? Aż trzy razy Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii używa słowa „piekło”.

Był czas, że kaznodzieje aż nazbyt często mówili o wiecznym potępieniu i o przeklętych wrzucanych w ogień, który nie gaśnie. Dziś można zauważyć, że głoszący Boże słowa jakby popadli w drugą krańcowość. W tłumaczeniu Ewangelii zda się, że pomijają fakt, iż piekło istnieje i istnieją diabły.

Ks. Piotr Pawlukiewicz opisując kondycję polskiego społeczeństwa po wyjściu z komunizmu, wspomina jak był przerażony, kiedy słuchał wypowiedzi pewnego robotnika:

  • „Panie redaktorze, mnie nie obchodzi, kto rządzi w Polsce, lewica czy prawica. Niech nawet sam diabeł rządzi, byle tylko pieniądze były”.

I komentarz ks. Piotra:

– „Słuchałem tych słów i drżałem, bo ktoś żyjący obok mnie wzywa samego szatana, eby zaprowadził porządek wśród nas, żeby porządził na tej ziemi. Może było to tylko niezbyt fortunne sformułowanie pewnych społecznych oczekiwań. Ale gdy widziałem te oczy pełne złości, nienawiści, to rzeczywiście czułem, że naprawdę było w tym coś z modlitwy do złego ducha.”

A przecież porządził już diabeł na polskiej ziemi i to w sposób aż nazbyt widoczny. W tym wrześniowym miesiącu nie można nie przywołać potwornego czasu sprzed lat. Papież Jan Paweł II, jeszcze jako kardynał, napisał takie słowa: „Obozy koncentracyjne były i zawsze pozostaną realnym symbolem jakiegoś piekła na ziemi. Wyraziło się w nich swoiste maksimum zła, które ludzie wyrządzili ludziom”. A przecież ta hekatomba nie trwała tylko w wojennych latach. Karl Popper jest autorem zdania: „Próba zrealizowania nieba na ziemi kończy się zawsze wyprodukowaniem piekła”. Jeżeli dziś wciąż są tacy, którzy proszą i modlą się do szatana o jego rządy i o jego władzę – to trzeba wiedzieć, że zły duch potrafi takie modlitwy wysłuchać. On potrafi nie tylko stół zastawić, ale przy tym również tak wszystko powykręcać, że już nie powinno dziwić to co dzieje się w mojej Ojczyźnie. Te przestępstwa najbardziej wynaturzone i zboczenia, które już są widoczne wśród młodzieży i nawet dzieci, skondensowana agresja, powszechna nieuczciwość i zupełna obojętność wobec tych faktów – czy nie jest to skutek wysłuchanych przerażających próśb?

„Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze” – to mówi Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Czy zdaję sobie sprawę co to znaczy zgorszyć kogoś? To znaczy odebrać mu wiarę, dobroć, czystość. I to dzieje się nie tylko poza domem. Ks. Piotr Pawlukiewicz, cytowany już wyżej, opowiadał jak to podczas Mszy św. dla dzieci jeden z księży podchwytliwie zapytał o jakiś szczegół z serialu, w którym namiętność, zbrodnia i wszelkie brudy moralne były przedstawione aż nazbyt wyraźnie. Przeważająca część dzieci była doskonale zorientowana, o jaki serial i o jaki szczegół chodzi. Czy to jest obojętność, albo ten zły już tak potrafił się zadomowić, że ja nie mam siły, aby przycisnąć wyłącznik srebrnego ekranu? Albo to świadome wlewanie do duszy drugiego człowieka uczucia zazdrości i zawiści – jak często się dokonuje. Jak łatwo można komuś, kto ma w swoim życiu powody do prawdziwej radości, odebrać pokój serca. Wystarczy tylko powiedzieć: „Z czego ty taki jesteś zadowolony. To co masz – to nic. Zobacz jak inni się dorobili. Jakie mają domy, jakie mają samochody?” Czy takie wlewanie jadu nie przypomina wężowej taktyki z rajskiego ogrodu? Bardzo! Taki grzech zgorszenia działa z potężną siłą, porywając człowieka tak mocno, że jest gotów zatracić się w nim bez reszty. Nawet modlić się do szatana.

„Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie.” Jeżeli moje wielkie mniemanie o sobie jest mi tak bliskie i tak niezbędne jak mój wzrok, ale ono powoduje, że drugi człowiek staje się gorszy z powodu mojej pychy – to muszę ją wyrwać z siebie, bo lepiej jest wejść przez bramę do żywota wiecznego z bardzo kiepskim i nawet kalekim o sobie mniemaniem, niż razem ze wspaniałym samopoczuciem wylądować gdzie indziej: „gdzie robak ich nie umiera”.

Modlę się więc słowami psalmu: Panie Jezu Chryste, oczyść mnie z błędów, które są dla mnie skryte i broń mnie od pychy, by nie panowała nade mną.

ks. Marian Łękawa SAC – Rektor PMK



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

,,JAK SIEBIE SAMEGO"

Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmiastowych wyników swoich postanowień. Nie denerwuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popełnisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim być dla innych.

W przeciwnym razie zamkniesz sparawę stwierdzeniem, że jesteś dobry, albo stwierdzeniem równie jałowym - że jesteś zły.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński