Gazeta Niedzielna

W dzisiejszą niedzielę liturgia Kościoła obchodzi uroczystość narodzenia św. Jana Chrzciciela. W kalendarzu kościelnym jest to wyjątek, ponieważ wspomnienie każdego ze świętych obchodzimy w dniu ich narodzin dla nieba – to znaczy w dniu przejścia z tego świata do oglądania Boga twarzą w twarz. Dlaczego ten wyjątek? Dlaczego właśnie dziś, w Dzień Pański, Kościół zamiast celebrować kolejną XII niedzielę zwykłą daje nam do rozważania tę wyjątkową postać w dniu jego narodzin? Św. Jan Chrzciciel jest ostatnim prorokiem, który zamyka Stary Testament i otwiera Nowy Testament. Boża zapowiedź, obietnica dana człowiekowi już od zarania dziejów, po nieszczęsnym grzechu pierworodnym, właśnie wypełnia się w tym nawoływaniu św. Jana Chrzciciela, żeby prostować ludzkie drogi, bo oto przychodzi nasz Pan i Zbawca, wyczekiwany Mesjasz.

Warto tutaj zwrócić uwagę na znaczenie samego imienia, które każdy człowiek otrzymuje na początku swojej drogi. Nadane imię pomaga lepiej zrozumieć Boże sprawy. Mama Jana – Elżbieta – po hebrajsku znaczy: Bóg przyrzekł. Zaś jego ojciec Zachariasz – znaczy: Bóg pamięta. A ich syn Jan: Bóg jest łaskawy. Już same imiona wskazują na Bożą rzeczywistość, którą należy właściwie odczytać. Rodzina Zachariasza i sąsiedzi byli przeciwni imieniu Jan, bowiem tradycja nakazywała wybrać imię jego ojca albo dziadka, aby podkreślić przynależność do rodu. Ale to dziecię, urodzone z dwojga ludzi posuniętych w latach, z niepłodnej Elżbiety i z niedowierzającego w poczęcie syna Zachariasza, kiedy dorośnie, nie będzie się troszczyć o wąski rodzinny krąg, ale przede wszystkim o sprawy wypełnienia Bożych obietnic.

Bardzo ważne jest właściwe odczytanie znaczenia imienia, które daje sam Bóg. Pismo Święte wyraźnie na to wskazuje zarówno w Starym Testamencie jak i w Nowym. W sakramencie chrztu otrzymałem imię tak naprawdę od samego Chrystusa. Dlatego święci: Bazyli i Grzegorz napisali: “Chociaż inni noszą różne imiona czy to po ojcu, czy własne, od swoich zawodów lub czynów, my uważaliśmy za wielki zaszczyt i wielkie imię być i nazywać się chrześcijanami”. W sakramencie bierzmowania, będąc już świadomi naszej obecności w Bożym Kościele, wybieramy  nowe imię, które ma nam pomóc zrealizować nasze powołanie. Osoby, które składają śluby zakonne stają się osobami konsekrowanymi, to znaczy przeznaczonymi na wyłączną służbę Ewangelii – otrzymują nowe imię.

Święty Jan Chrzciciel, poprzednik Pana Jezusa, według kalendarza – pół roku wcześniej urodzony i zarazem Jego krewny, jest jedynym prorokiem, któremu Bóg zlecił bezpośrednie przygotowanie ludzi uwikłanych w niewoli grzechu na przyjęcie Bożego Syna. Ci, którzy pytali Pana Jezusa kim jest Jan Chrzciciel – taką usłyszeli odpowiedź : “Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciela.” Ojciec dominikanin Jacek Salij pisze, że “Kościół od wieków domyśla się, że Jan Chrzciciel już w łonie matki został uwolniony od grzechu pierworodnego, mianowicie w momencie, kiedy jego matka Elżbieta spotkała się z brzemienną Synem Bożym Maryją. Toteż Jan jest jedynym świętym, którego narodzeniu poświęcone jest święto liturgiczne – podobnie jak narodzeniu Pana Jezusa oraz narodzeniu Matki Najświętszej”.

Warto również rozważyć, ile dobra zostało wyzwolone w ludzkich sercach z powodu narodzin Jana Chrzciciela. Jego ojciec Zachariasz doznał łaski nawrócenia. Bo czym był znak odebrania daru mowy, jakie nastąpiło podczas jego spotkania z aniołem w przybytku Pańskim? Było znakiem jego niedowiarstwa. Zaś ósmego dnia po narodzinach, w dzień obrzezania, kiedy pytano go – jak ma być nazwane dziecię – napisał na podanej mu tabliczce: ”Jan będzie mu na imię”. I natychmiast otworzyły się jego usta i znowu mógł mówić, i wielbić Boga. Nastąpiło jego pełne nawrócenie, uwierzył w Boże dzieła, które są cudem w naszych oczach. Ta radość stała się udziałem całej rodziny, przyjaciół, sąsiadów. Dlatego pełni zdumienia pytali: “Kim będzie to dziecię?” Bo widziano w tym wydarzeniu “rękę Pańską”.

Taka prawdziwa radość właściwie zawsze powinna towarzyszyć przy narodzinach dziecka. I choć takie maleństwo jeszcze niczego nie potrafi rozumieć – już może obdarzać. Tak jak św. Jan Chrzciciel, który zanim nawrócił tysiące ludzi swoim nawoływaniem do pokuty – to mając zaledwie osiem dni nawrócił do Boga swojego własnego ojca.

Opowiadał jeden z księży jak chrzcił maleńkiego Jasia. Jego narodziny sprawiły, że nawrócił do Pana Jezusa siedmioro ludzi. Najpierw jego rodzice wpadli w zachwyt. Z tego zachwytu postanowili zawrzeć sakrament małżeństwa i rozpoczęli życie z Jezusem: niedzielna Msza św., spowiedź św., modlitwa… Również rodzice chrzestni, którzy dotychczas żyli bez ślubu i zupełnie nie uczestniczyli w życiu Kościoła, zrobili to samo. Tak więc następnych czworo się nawróciło. Dołączyła do nich jeszcze siostra matki chrzestnej, kiedy zobaczyła co się dzieje i też się nawróciła.

W to dzisiejsze święto narodzin św. Jana Chrzciciela uciszmy nasze serce, żeby stało się pustynią, bo wtedy usłyszymy jego głos, który nawołuje do nawrócenia. A ze skruszonym sercem łatwiej jest odczytać nasze imię, które nadał nam Bóg zanim jeszcze zaistnieliśmy w łonach naszych mam.

ks. Marian Łękawa SAC – Rektor PMK w Szkocji6666



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

,,JAK SIEBIE SAMEGO"

Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmiastowych wyników swoich postanowień. Nie denerwuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popełnisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim być dla innych.

W przeciwnym razie zamkniesz sparawę stwierdzeniem, że jesteś dobry, albo stwierdzeniem równie jałowym - że jesteś zły.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński