Gazeta Niedzielna

Można o tym kapłanie powiedzieć, że to nieoficjalny święty. A na pewno święty w potocznym znaczeniu. Bo czyż nie jest nim człowiek, którego życie to jedno wielkie pasmo cierpień duchowych i fizycznych, znoszonych z nadludzką pokorą i zaufaniem w ich Boży sens? Nie dość na tym. On był za nie nieustannie wdzięczny. Potrafił padać na kolana przed tymi, którzy go skrzywdzili i prosić o wybaczenie. Nieżyjący już od blisko ćwierćwiecza neapolitański ksiądz i mistyk Dolindo Ruotolo (1882-1970) wierzył, że to, czego w najtrudniejszy sposób doświadczał, umacniało jego zjednoczenie z Jezusem Chrystusem. Pozwalało uczestniczyć w Jego męce.

Bezgraniczne zawierzenie Zmartwychwstałemu przejawiało się w życiu ks. Dolindo na wiele sposobów. Być może najbardziej znanym tego wyrazem jest jego modlitwa, która zdobywa sobie coraz większą popularność: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Bo jak pozostać obojętnym na jej pierwsze słowa: „Z jakiego powodu wzburzony ulegasz zamętowi? Oddaj Mi swoje sprawy, a wszystko się uspokoi” i jej dalszy ciąg, który w istocie jest monologiem Jezusa do duszy i obietnicą absolutnego ukojenia; duszy każdego człowieka, z czymkolwiek on się zmaga.

Joanna Bątkiewicz-Brożek podczas spotkania promocyjnego swej książki „Jezu, Ty się tym zajmij” w sali parafialnej Little Brompton w Londynie, 21 stycznia 2018

W komunii z Jezusem Chrystusem ks. Dolindo starał się być od swych najmłodszych lat. Wydaje się to niewiarygodne, ale gdy przyjrzymy się jego późniejszemu życiu i tylu niewytłumaczalnym rzeczom z jego udziałem, to nie sposób chłonąć tych wydarzeń z pełną uwagą i wiarą w ich realność. Przez całe życie odczuwał też ból pośrodku obu dłoni, mimo brutalnej (bez znieczulenia) próby zoperowania ich w bardzo wczesnym dzieciństwie. Nie nazywał tego stygmatami, ale czuł, że to zbliżało go do Jezusa. Odczuwał też bardzo silną więź z Matką Bożą.

Pasjonujący portret tego nieoficjalnego świętego z Neapolu powstał właśnie spod pióra Polki, Joanny Bątkiewicz-Brożek. I to Polacy, w jej przekonaniu, doprowadzą swym narastającym zainteresowaniem ojcem Dolindo do wszczęcia dalszych działań na rzecz jego zawieszonego obecnie procesu beatyfikacyjnego. Na autorskim spotkaniu w Londynie, zorganizowanym w parafii Little Brompton 21 stycznia, z inicjatywy jej proboszcza ks. Bartosza Rajewskiego, Joanna Bątkiewicz-Brożek powiedziała, że jedyna żyjąca krewna zmarłego, Grazia Ruotolo, wprost prorokuje: Polacy wyciągną go z mroków zapomnienia.

Wyprzedzał epokę

Polscy pielgrzymi, jak można było usłyszeć podczas spotkania w londyńskiej parafii, coraz intensywniej nawiedzają grób w kościele Matki Bożej z Lourdes i św. Józefa w Neapolu, by oddać cześć temu charyzmatycznemu kapłanowi i by usłyszeć (jakby z jego ust) indywidualne wezwanie „Ufaj Bogu!”, wyryte na jego tablicy nagrobnej. Bo tak, jak współcześni ojcu Dolindo, i dzisiaj zafascynowani jego osobą wierzą, że przez jego usta przemawiał Jezus. Że On sam dyktował temu kapłanowi wielkie i piorunujące przesłania do wiernych, zapisane na setkach tysięcy stron, skutkujące nierzadko natychmiastowymi nawróceniami.

Ks. Bartosz Rajewski z autorką książki „Jezu, Ty się tym zajmij” w sali parafialnej Little Brompton w Londynie, 21 stycznia 2018

Jak to możliwe, że ten człowiek, który przez swe młode lata miał ogromne kłopoty z nauką (aż do cudu oświecenia w seminarium), a o sobie całe życie mówił „kretyn” (przysłużył się do tego haniebnie jego ojciec), potrafił przemawiać jak mistrz teologii i najcudowniejszy duszpasterz, robiąc ogromne wrażenie nie tylko na zwykłych ludziach, ale też na arcybiskupach i papieżach, oraz zapisać w ciągu życia 33 tomy komentarzy do Pisma Świętego (każdy tom liczy od tysiąca do półtora tysiąca stron), ponad 220 tys. „imaginette” (słynne obrazki, jakie zapisywał na odwrocie przesłaniem w formie słów Jezusa „do duszy”) – tyle zgromadzono na rzecz procesu beatyfikacyjnego; do tego ogromną korespondencję – do rodziny, córek i synów duchowych, książki o życiu Jezusa i Maryi, o czyśćcu, piekle i raju, autobiografię i spisane w czasie wewnętrznych lokucji słowa Jezusa, a także Matki Bożej. Do tego miał talent kompozytorski, nie ucząc się nigdy muzyki.

I znów – jak to możliwe, że będąc dużo więcej niż wzorowym duszpasterzem, przez większość swego kapłańskiego życia zmagał się z pomówieniami o herezję. Święte Oficjum, przed którym nie raz stawał (i które skazało go na więzienie dla kapłanów), próbowało rozprawić się z nim całkowitym zakazem pełnienia posługi kapłańskiej oraz publikacji jego tekstów. Wszystko to było przyczyną prawdziwych cierpień duchowych ojca Dolindo, który nie umiał wprost żyć bez sprawowania Eucharystii. Cierpiał też, że nie mógł głosić homilii i spowiadać, a garnęły się do niego tłumy. „Był jak anioł, to go różniło od o. Pio, który był bardziej surowy – wspomina na kartach biografii jedyna żyjąca krewna o. Dolindo, Grazia Ruotolo. – Kiedy penitent wyznawał mu swoje grzechy, słuchał i im były straszniejsze, tym bardziej płakał. Z penitentem. A potem wychodził z konfesjonału i przytulał go: ‘Jesteś dobry – mówił. – Ja nie mam prawa cię osądzać’.”

Ale jego komunia z Jezusem znajdowała też swe odbicie w tylu innych aspektach jego posługi. Był to kapłan, który dzielił się wszystkim, co miał z najuboższymi, z cierpiącymi. Czyli miłością Bożą i kawałkiem chleba, bo poza tym trudno powiedzieć, że wiele więcej posiadał oprócz jednej, cerowanej sutanny, znoszonej pary butów i własnoręcznie wykonanego różańca. Widywano go, jak chodził do ostatnich chwil życia (nawet gdy już bardzo cierpiał fizycznie) do chorych w szpitalach, bezdomnych, samotnych. Pocieszał więźniów i mógł nieraz cieszyć się skutkami nawrócenia. Do tego umartwiał się – spał na gazetach, gdy oferowano mu łóżko; biczował się, nosił w torbie kamienie (dzieciom mówił, że to skarby dla zbawienia duszy) i raniący go pas na biodrach.

Wokół niego wytworzył się krąg osób zafascynowanych jego postawą kapłańską, życiową oraz cudami, które obserwowano – córek i synów duchowych. I strasznie smutne jest to, że nie tylko sam Kościół (którego nigdy nie przestał bezwarunkowo kochać), ale i osoby z najbliższego kręgu, nawet z rodziny, potrafiły odwracać się od niego, świadczyć przeciw niemu, wspomagając Święte Oficjum w próbach uciszenia go, a nawet skazania na opinię szaleńca. Wspomniana wcześniej Grazia mówi: „Nazwali go egzaltowanym wariatem, bo chciał, by kapłani mogli odprawiać więcej niż jedną Mszę dziennie, by dopuszczono komunię wieczorną w czasie Mszy i w Wielki Piątek. A potem te ‘wariackie’ pomysły zaaprobował Sobór Watykański II”.

W czym ten święty człowiek zawinił?

To pytanie cały czas towarzyszy czytelnikowi jego niezwykle ciekawej biografii. Otóż, w grę wchodziły różne działające na jego niekorzyść sploty okoliczności, nieporozumienia, pomówienia, a także jego nowatorskie idee, dziś wydające się naturalną częścią życia Kościoła. W nawiązaniu do tego, co powyżej: choćby samo odprawianie mszy wieczornej (co zresztą było praktykowane w odległej przeszłości) czy pojęcie „geniuszu kobiety”, które teraz już utrwaliło się dzięki fali refleksji płynącej z rozważań Jana Pawła II. Tymczasem ks. Dolindo już w latach 20. XX wieku mówił o specjalnej misji kobiet w Kościele. Nie chodziło mu przy tym o propagowanie kapłaństwa kobiet, co mu zarzucano.

Wydaje się jednak, że najwięcej zaszkodziła ks. Dolindo sprawa właściwie nie jego, a innego księdza, spowiednika pewnej Sycylijki, mówiącej o swoich doświadczeniach mistycznych. Ks. Dolindo z rezerwą odnosił się do nadzwyczajnych ludzkich doświadczeń i sam z początku niespecjalnie przyznawał się do swego szczególnego kontaktu z Jezusem i Matką Bożą. Po bliższym rozeznaniu sprawy Serafiny, nie widział jednak powodów, by tę kobietę uznać za mistyfikatorkę czy osobę złą. A tego oczekiwało od niego Święte Oficjum. To jeden z przykładów, kiedy postępując w zgodzie ze swoim sumieniem, Ruotolo narażał się Kościołowi. Wielu go rozumiało, inni odwracali się od niego. Do jego zwolenników należał m.in. św. Ojciec Pio, który mówił o nim „to święty kapłan”. Wydaje się przy tym absurdalne, by taką opinię miał szerzyć sam o sobie ks. Dolindo, a to również niesłusznie mu zarzucano.

Książka Joanny Bątkiewicz-Brożek szczegółowo naświetla przebieg wielowątkowych trudności, cierpień, prób wiary ks. Dolindo, ale także chwil radosnych, nadzwyczajnych, objawiających sens wszystkiego. Dodatkowo fascynującą czynią tę lekturę opisy jego domu rodzinnego (niestety patologicznego, choć koszmar dzieciństwa łagodziła kochająca matka), skomplikowanych relacji z bliskimi, ze współpracownikami, a także samego Neapolu, dzisiejszego i dawniejszego (włącznie z poruszającym emocje i wyobraźnię doświadczeniem II wojny światowej); miasta dużych kontrastów – pięknego i obskurnego, z mieszkańcami o specyficznej mentalności, żyjącego u zbocza groźnego wulkanu.

Rzeczywiście trudno się od tej lektury oderwać i wydaje się, że w czytelniku pozostawi już na zawsze trwały ślad. Dla autorki, jak wyznała podczas spotkania w Little Brompton, spotkanie z historią o. Dolindo sprawiło, że w momencie poważnego kryzysu życiowego pozostała w Kościele. Dodała też: „Uczę się z nim przyjmować trudne doświadczenia i oddawać je Panu Bogu”.

Ta książka powinna zostać przetłumaczona na inne języki. A przy okazji na pewno nie tylko polskich odbiorców zainteresuje fakt, że w swym darze widzenia, ks. Dolindo przewidział pontyfikat Polaka, przyczyniający się do klęski komunizmu. Oby też sama spuścizna pisarska ks. Dolindo doczekała się szybko wielu publikacji i tłumaczeń.

Tekst i zdjęcia: Agnieszka Okońska

Cud na South Kensington
Za sprawą ks. Dolindo działy się różne rzeczy, których nie sposób racjonalnie wytłumaczyć. Np. cudy uzdrowienia. Londyńskie spotkanie poświęcone temu nadzwyczajnemu duchownemu stało się także okazją do wspomnienia o cudzie, który miał niedawno miejsce w polskiej parafii na South Kensington. Jej proboszcz, ks. Bartosz Rajewski opowiedział o uzdrowieniu małej Jessiki z choroby nowotworowej i o tym, że oczekuje na podobną informację dotyczącą cioci dziewczynki, także chorej na raka, u której choroba od niedawna się cofa. „Wciąż jeszcze niewiele osób ma świadomość, że w naszej parafii znajdują się jedyne w UK relikwie św. Szarbela” – wspomniał ks. Rajewski, podkreślając niezwykłą skuteczność modlitw do tego świętego.




Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

,,JAK SIEBIE SAMEGO"

Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmiastowych wyników swoich postanowień. Nie denerwuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popełnisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim być dla innych.

W przeciwnym razie zamkniesz sparawę stwierdzeniem, że jesteś dobry, albo stwierdzeniem równie jałowym - że jesteś zły.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński