Gazeta Niedzielna

Tajemnica miłości
II Niedziela
Wielkiego Postu – ROK B

ks. Marian Łękawa SAC - Rektor PMK w Szkocji

Pan Jezus podczas swojego ziemskiego życia tylko jeden jedyny raz przemienił się wobec swoich uczniów. Odsłonił na moment swoją boską naturę. Ale zanim zabrał Piotra, Jakuba i brata jego Jana na Górę Przemienienia „wskazywał uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie.”

I zaraz potem mówił do nich na czym polega pójście za Nim. Uczniowie jednak nawet po przeżyciu Przemienienia swojego Mistrza tkwią nadal w stanie absolutnego niezrozumienia – bo co to znaczy użyty przez Jezusa zwrot: „powstać z martwych”? Zmartwychwstanie, zarówno Chrystusa jak i nasze jest nie do wyobrażenia.

Kardynał Jean-Marie Lustiger tłumaczy, że ukazanie Bożego Oblicza na górze Tabor „nie jest zerknięciem ukradkiem, jakby za kulisy, na to, co dzieje się poza trudną zewnętrzną warstwą życia Jezusa. I mówi się: Oto potęga Chrystusa jest ukryta; ma On cierpieć. Trzeba więc dać uczniom, dla pobudzenia ich odwagi, odrobinę jakby przedsmaku Jego boskiego stanu. Uchyla się zatem rąbka zasłony, która okrywa los człowieczy i daje się im naprzód zaznać smaku chwały i zmartwychwstania, by nie stracili otuchy.

Podobnie można by powiedzieć: Ażeby chrześcijanie mieli nieco odwagi, aby mieli siły do pokonania tego kawałka drogi, nawet jeśli jest ona kamienista, trzeba, żeby od czasu do czasu otrzymali z wyprzedzeniem jakiś przedsmak tego, co ich czeka potem”.

Według kardynała Lustiger’a takie spojrzenie jest zwodnicze, bowiem tekst Ewangelii idzie w innym kierunku. Głos z nieba już raz przemówił, wskazując na Jezusa jako na Syna umiłowanego, tego, w którym Bóg złożył całą swoją miłość. Było to podczas chrztu w Jordanie. Ale ów głos skierowany był wówczas jedynie tylko do Jezusa. Zaś w chwili Przemienienia Apostołom dane jest słyszeć ten sam głos: To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!” Kardynał komentuje te Boże Słowa w taki sposób: „Oto człowiek, któremu będziecie towarzyszyć w Jego Męce, w waszych oczach niepojętej, absurdalnej, oburzającej. Oto człowiek, którego wy macie za sprawiedliwego, niewinnego, wybrańca Bożego, który pomimo to zostanie skazany. Oto człowiek, którego, jak utrzymujecie, kochacie, ale jednak Go zdradzicie. Oto człowiek, któremu będziecie zarzucać, że nie wysławia się jasno, nie umie się bronić, że nie okazuje swej potęgi, którą jak mniemacie, posiada, nie spełnia też waszych marzeń. O Nim Ojciec sam mówi wam, że właśnie w tym człowieku, poprzez Jego życie, właśnie takie, wypełnia się obietnica Boża”.

A więc usłyszany Głos Boga zapowiada, że ten człowiek, którego losem jest być wydanym na śmierć, poprzez swoją Mękę objawia tajemnicę miłości, jaką Bóg żywi ku ludziom. Tu mam odnaleźć całą moją nadzieję, bowiem przez uczestnictwo w losie Jezusa odsłania się tajemnica łaski i potęga życia.

Aby lepiej oswoić się z tą bardzo trudną, zupełnie niezrozumiałą prawdą Przemienienia poprzedza ją Czytanie o ofierze Abrahama. Hans Urs von Balthasar bardzo zwięźle ujmuje owo głębokie powiązanie: „Podczas Przemienienia Pańskiego Ojciec ukazuje, kim jest naprawdę Jego ‘Syn umiłowany’, którego pozwoli ludziom i dla ludzi ‘zabić’. Słusznie ofiara Abrahama jest dla Żydów kulminacyjnym punktem w ich stosunkach z Bogiem; podkreślają oni również, że jest to podwójna ofiara: ojca, gdy podnosi nóż, oraz syna, który zgadza się na śmierć”.

Nie ma co ukrywać: wiara jest próbą, straszną próbą, która ostatecznie jest próbą miłości. „Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu”- mówi Pismo św. A psalmista woła: „Chociaż byś mnie zabił, ufać Ci będę”. Dlatego ten kto nie ma miłości, nie może zrozumieć podobnego wymagania, przeciwnie, uzna je za skandal, i to jaki…

Bóg złożył całe swoje szczęście w swojej miłości. Całe swoje upodobanie złożył w swoim Synu, dlatego w tej tajemnicy Przemienienia Ojciec nie siebie sławi i nie o sobie mówi, ale wskazuje na swojego Syna: „To jest Syn mój umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”.

Matka, która naprawdę kocha swoje dzieci na pytanie: ‘Jak się pani miewa? – całkiem naturalnie odpowiada: ‘Stasio zdrów, Marysia to…, a Paweł tamto’… Bo to, co w niej najbardziej żywe, to są jej dzieci. Już tylko w nich mieści się jej życie. Tylko one mają dla niej znaczenie. U prawdziwej matki takie całkowite przylgnięcie dokonuje się w sposób naturalny – bo ona całe swoje upodobanie złożyła w swoich dzieciach. Ojciec niebieski jest Tym, który w swoim Synu złożył wszystkie swoje upodobania.

Ks. Ludwik Evely pisze bardzo zdecydowanie: „Nie zna się Boga, jeżeli się nie zna miłości. Nie zna Boga ten, kto nie staje się coraz bardziej Bogiem. Tyle tylko poznamy z Istoty Bożej, na ile pozwolimy Mu wzrastać w nas. Poznamy Boga, jeżeli Go Przyjmiemy, jeżeli zrobimy Mu miejsce, jeżeli ustąpimy Mu miejsca.

Gdyby nam Bóg dał tylko możność przyjmowania, nie byłby nam dał niczego z siebie. Gdyby nam nie dał nic więcej, niż byśmy byli miłowani, nie byłby nam udzielił nic ze swego osobistego życia. Ponieważ Bóg kocha, więc też daje”.

Czy nie tak mówią słowa z Ewangelii: „Ale każdy kto miłuje, z Boga jest zrodzony i zna Boga”?

Dlatego ten kto jest kochany, a sam nie kocha, jest naprawdę biednym człowiekiem, godnym pożałowania. Kto zaś kocha – nawet nie będąc kochanym i nadal kocha, jeszcze wspaniałomyślniej, żywiej i boleśniej – jak bardzo upodabnia się do Boga. Takiemu jest dane poznać Boże upodobania, sposób kochania Boga – po prostu – Bożą miłość.

Obym odkrywał coraz głębiej proponowane swojego czasu przez Ojca św. Orędzie na Wielki Post, w którym myślą przewodnią był werset z Dziejów Apostolskich: „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”. I św. Jan Paweł II tak komentuje: „Skłonność do dawania jest wpisana w ludzkie serce: każdy człowiek odczuwa potrzebę kontaktu z innymi i realizuje się w pełni, gdy dobrowolnie czyni dar z siebie”.



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

KRÓLESTWO TWOJE

W porządku Bożym jesteśmy również układem zamkniętym: ktoś musi cierpieć za szaleństwa drugiego, ktoś musi się modlić, aby nawrócił się błądzący; przez czyjeś umartwienia przychodzi łaska żalu na grzesznika. Nasz świętość ma wpływ na świętość innych, nasza grzeszność wpływa na grzeszność innych. Dopiero wówczas znajduje prawdziwie społeczny sens każdy dobry czyn, chociażby przez nikogo nie zauważony, każda dobra myśl, każdy akt milości Bożej.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński