Gazeta Niedzielna

Boże plany
Niedziela Chrztu
Pańskiego – ROK B

ks. Marian Łękawa SAC - Rektor PMK w Szkocji

Dzisiejsza uroczystość jest dalszym ciągiem Bożego Objawienia. I chociaż atmosfera Bożych narodzin wciąż jeszcze trwa – choćby poprzez śpiewanie kolęd, czy parafialne spotkania opłatkowe pełne życzeń, bo jak może być inaczej w tych pierwszych dniach Nowego Roku – to jednak Słowo Boże jest już dzisiaj dalej. Pan Jezus ma lat już trzydzieści. Przed Nim pozostało tylko trzy lata, w których objawi i dokona nie tylko naprawienia człowieczego losu, ale wyprowadzając ludzkość z beznadziejnej sytuacji doprowadzi aż do wejścia w rejony Bożego życia.

Rozpoczyna więc Syn Boży swój przełomowy moment od chrztu pokuty, którego udzielał Jan Chrzciciel w wodach Jordanu. Co prawda „Jan Go powstrzymywał mówiąc: To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie”. Ale odpowiedź Jezusowa była zdecydowana: „Pozwól teraz, bo tak się godzi nam wypełnić wszystko, co jest sprawiedliwe”. Co oznacza owe „wypełnienie wszystkiego, co jest sprawiedliwe”? Oznacza, że każdy grzech, że każdą winę On przyjął na siebie, aby zanieść aż na Kalwarię. W ten sposób utożsamił się z każdym człowiekiem, równocześnie dając każdemu człowiekowi nieprawdopodobną szansę. Bo jak zauważa ks. biskup Pietraszko: „Również twoje i moje winy i grzechy zeszły w Chrystusie i z Chrystusem już wtedy i tam w nurt świętej rzeki miłosierdzia Bożego. W jakiś nieznany nam, ludziom, sposób – zaczątkowy, ale skuteczny, rozpoczęło się obmywanie i oczyszczanie każdego z nas ku zbawieniu. Sytuacja ta, zapoczątkowana nad Jordanem we chrzcie Chrystusowym, czeka dziś na dopowiedzenie i dopełnienie od naszej strony. Dzieło zapowiedziane powinno być przez nas dokończone. Sprawa rozpoczęta i ustawiona we właściwym kierunku powinna być przez nas podjęta. I my powinniśmy wejść w wody Jordanu, wejść w wody pokuty, by się na nas również dokonało to wielorakie obmycie, które symbolizuje nurt tamtej rzeki, w którą wstąpił Chrystus”.

Na osobie Jana Chrzciciela widać bardzo wyraźnie, jak on z coraz większym zaufaniem wchodzi w te Boże plany. Bo oto on – w momencie swojej największej popularności, będąc na ustach całego tłumu i o którym sam Jezus powiedział, że „między narodzonymi z niewiast nie powstał większy” – zrozumiał, że jego pierwsza misja już się zakończyła: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał”. Jan teraz miał wypełnić inne zadanie, które poprzez samotność i cierpienie doprowadza go aż do męczeństwa. Taka była jego droga i w dzisiejszej Ewangelii widać jak się do niej przygotowywał: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów”.

Nieodzowna jest zatem świadomość szukania właściwej proporcji: kim jest Bóg i kim jest człowiek. Bóg zawsze „pysznym się sprzeciwia a pokornym łaskę daje”. Magnificat, który wyśpiewała Maryja wciąż rozbrzmiewa. Oby dotarł do każdego ludzkiego serca. Bo wtedy Tajemnice wód Jordanu i Tajemnice gór Przemienienia dotykają ziemi, a człowiek może dotykać Nieba, doświadczając relacji, które istnieją pomiędzy Bożymi Osobami. Ojciec nie Sam siebie sławi i nie o sobie mówi. Ale wskazuje na swojego Syna: „To jest Syn mój umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!” Dlatego ma Syna doskonałego, który jest Mu doskonale podobny.

Czy więc ja, człowiek dumny, w którym wciąż drzemie „pycha żywota” potrafię zrozumieć wędrówkę Bożego Syna, który nie tylko „…porzucił szczęście swoje, wszedł między lud ukochany, dzieląc z nim trudy i znoje. Niemało cierpiał, niemało, żeśmy byli winni sami”, ale „uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej”? Zakończę wzruszającym dla mnie przykładem kogoś znanego, a zarazem bardzo bliskiego poprzez napisaną poezję. Mianowicie Zofia Starowieyska Mostinowa w swojej książce pt. „Ci, których spotykałam”, opisuje takie zdarzenie dotyczące Leoplda Staffa i jego żony Heleny: „Taką mieli już tradycję: ciągle i stale pilnowali mieszkania, a będąc w nim, barykadowali się jak w fortecy. Trzeba było niemało się nadzwonić, poza tym dać się rozpoznać, by zostać wpuszczonym. Staff, zapytany o powód tak wielkiej ostrożności, tłumaczył, że tak się barykadują przed … reporterami.

  • Miałem z nimi straszne doświadczenie – mówił, jeszcze przejęty grozą.
  • Cóż ci takiego zrobili?
  • Jak to? Ośmieszyli mnie zupełnie: jeden taki – a wydawał się miły, porządny chłopiec – napisał, że ja powiedziałem o sobie, że jestem bardzo dobrym katolikiem.
  • No, to nic strasznego.
  • Jak to? Tak o sobie mówić, że się jest dobrym, bardzo dobrym katolikiem, to przecież pycha, co zresztą nieprawda.
  • Poldek chciał to odwołać – wtrąca się z uśmiechem Hesia.
  • Chciałem, naturalnie. Ale Hesia mi powiedziała: jak odwołasz? No i miała rację. Co miałem napisać? Że jestem niedobrym katolikiem? Nie, nie, odwołać się nie dało. I tak zostałem na resztę życia ośmieszony. Od tego czasu boję się reporterów jak ognia.”

Leopold Staff widać był nie tylko znakomitym poetą, ale miał również bardzo ujmującą pokorę.



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

ZNALAZŁA GO

To było takie proste, gdy przychodziłeś podrapany, posiniaczony, rozżalony, rozbeczany, wgramolić się jej na kolana i wtulić głowę, i słuchać, jak jej serce bije. Serce, które na pewno kocha. Płacz przechodził w pochlipywanie. Odpływała gorycz. Było ci dobrze, tak dobrze, że aż zasypiałeś.

Potem przyszedł okres, gdy denerwowała cię jej dobroć. Nie mogłeś znosić jej milczenia i smutnego spojrzenia, gdy coś złego zrobiłeś. Niechby zrobiła awanturę, niechby krzyczała, a nawet zbiła.

Potem poszedłeś w świat. Z wielkimi planami i nadziejami, pełen wiary w ludzi. A teraz wracasz. Tak jak wtedy: rozżalony. Do niej. W pokoju jest cicho, czyściutko jak dawniej, matka pomiędzy starymi meblami krząta się ucieszona, żeś przyszedł. ,,Może się herbaty napijesz?". Napijesz się, bo to ci da okazję do zatrzymania się tu dłużej. Ona nie wie i nigdy nie bedzie wiedzieć, jak ci tego powrotu było trzeba. Może później podejdzie i pocałuje twoja głowę, nie wiedząc jak bardzo na to czekałeś. Czujesz, jak odpływa twoja złość, nienawiść, rozgoryczenie, jak bierzesz w siebie światło, jej dobroć.

Przez te lata, które minęły, spiętrzyło się w tobie zło, stwardniałeś, skrzepłeś w egoiźmie, stykając się z surowym światem.

Teraz w czasie nabożeństw majowych przychodzisz do Niej przez modlitwy, pieśni - obcujesz z Nią. Czujesz, jak odpływa od ciebie zło, jak bierzesz w siebie światło - Jej dobroć.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński