Gazeta Niedzielna

Urodził się w 1858 r. w katolickiej, arystokratycznej rodzinie w Strasburgu. W 1864 r. umarła jego matka, a w pięć miesięcy później ojciec. Od tej pory zajmował się nim dziadek, pułkownik w stanie spoczynku. W 1874 r. zdał maturę i wstąpił do szkoły jezuitów w Paryżu. Jednak na jego zachowanie i poglądy źle wpłynęły spotkania z cyganerią literacką. Odszedł od religii i został wyrzucony ze szkoły. Zaczął wtedy prowadzić beztroski tryb życia w towarzystwie przypadkowych kolegów.

Od 1878 r., gdy umarł jego dziadek, prowadził bardzo nieustabilizowany tryb życia. Przez krótki czas był w armii, potem udał się do Algieru, aby uczyć się języka arabskiego. Tam przygotowywał się do wyprawy naukowej po Maroku, na którą wybrał się w latach 1883-1884 w przebraniu rabina. Podróżował także po południowych terenach Algierii oraz Tunezji. W tym czasie pragnął też zrehabilitować się w oczach rodziny. Powrócił do Francji, nie umiał jednak już żyć jak dawnej w Paryżu. Ponownie udał się do Algierii, wybrał się w podróż po pustyni Magrebu, gdzie zdecydował, że odtąd będzie żył w celibacie. W 1886 r. spotkał ks. Huvelin, z którym zaczął prowadzić długie rozmowy religijne. Zaprzyjaźnili się i gdy Karol poprosił go o znalezienie kierownika duchowego, ten nakazał mu najpierw przystąpienie do spowiedzi. Tak zaczęło się trwałe nawrócenie Karola, a ks. Huvelin pozostał jego kierownikiem duchowym aż do jego śmierci. Od tej pory de Foucauld rozpoczął intensywne życie duchowe. Postanowił iść drogą powołania zakonnego w ukryciu przed światem. W połowie stycznia 1890 r. pożegnał się z rodziną i wstąpił do trapistów. W 1901 r. przyjął święcenia kapłańskie. Chciał cichego życia, by móc się nieustannie modlić. Zawsze jednak był otwarty na ludzkie problemy. Otaczał opieką niewolników, karmił ich i podtrzymywał na duchu. Kilka lat pisał regułę dla wspólnoty Małych Braci Jezusa, która powstała jednak dopiero po jego śmierci. Zmarł w 1916 r. Beatyfikacja odbyła się w 2005 r. w Rzymie.

na podstawie: www.brewiarz.pl



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

ZNALAZŁA GO

To było takie proste, gdy przychodziłeś podrapany, posiniaczony, rozżalony, rozbeczany, wgramolić się jej na kolana i wtulić głowę, i słuchać, jak jej serce bije. Serce, które na pewno kocha. Płacz przechodził w pochlipywanie. Odpływała gorycz. Było ci dobrze, tak dobrze, że aż zasypiałeś.

Potem przyszedł okres, gdy denerwowała cię jej dobroć. Nie mogłeś znosić jej milczenia i smutnego spojrzenia, gdy coś złego zrobiłeś. Niechby zrobiła awanturę, niechby krzyczała, a nawet zbiła.

Potem poszedłeś w świat. Z wielkimi planami i nadziejami, pełen wiary w ludzi. A teraz wracasz. Tak jak wtedy: rozżalony. Do niej. W pokoju jest cicho, czyściutko jak dawniej, matka pomiędzy starymi meblami krząta się ucieszona, żeś przyszedł. ,,Może się herbaty napijesz?". Napijesz się, bo to ci da okazję do zatrzymania się tu dłużej. Ona nie wie i nigdy nie bedzie wiedzieć, jak ci tego powrotu było trzeba. Może później podejdzie i pocałuje twoja głowę, nie wiedząc jak bardzo na to czekałeś. Czujesz, jak odpływa twoja złość, nienawiść, rozgoryczenie, jak bierzesz w siebie światło, jej dobroć.

Przez te lata, które minęły, spiętrzyło się w tobie zło, stwardniałeś, skrzepłeś w egoiźmie, stykając się z surowym światem.

Teraz w czasie nabożeństw majowych przychodzisz do Niej przez modlitwy, pieśni - obcujesz z Nią. Czujesz, jak odpływa od ciebie zło, jak bierzesz w siebie światło - Jej dobroć.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński