Gazeta Niedzielna

Być w ogniu Bożej Miłości
XX
Niedziela Zwykła – 18 sierpnia
2013

Ks. Marian Łękawa SAC - Rektor PMK w Szkocji

Po wysłuchaniu dzisiejszej Ewangelii, czy serce w człowieku nie burzy się? Bo co to znaczy, kiedy Pan Jezus mówi, że przyszedł skłócić ludzi ze sobą? Jak rozumieć Jezusowe słowa: “Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam.” ”Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jak pragnę, żeby on już zapłonął!”

Dla nas Polaków od razu przed oczyma stają trudne dzieje naszej Ojczyzny, która tyle razy była niszczona i ogniem, i mieczem. Słowo “ogień” od razu kojarzy się z czymś złowieszczym. Choćby teraz, jako skutek wielkich upałów, słyszymy o wielkich pożarach. Niszcząca moc ognia jest często nie do opanowania.

Jednak zechciejmy zatrzymać się przy dzisiejszym Słowie Bożym, bo ono wymaga zamyślenia, medytacji, otwarcia swojego serca na rzeczywistość, którą odsłania Pan Jezus – bo skoro używa tego złowrogiego wyrażenia jakim jest ogień – to widocznie na tym naszym świecie jest wiele złych ogni, które ugasić i zniszczyć może tylko Ogień przyniesiony przez Bożego Syna, dając w zamian ludziom pokój, ale nie taki jaki daje świat. Pan Jezus daje ogień błogosławiony, ogień Bożej miłości, który niedobre – złe ognie – takie jak chociażby nienawiść, pożądliwość czy chciwość – obezwładnia i niweczy. Tam, gdzie panoszy się zło, Bóg wypowiada wojnę. Ojciec Jacek Salij porównuje tę wojnę do strażaków, którzy wezwani do pożaru gaszą go nie pozwalając, aby się rozprzestrzeniał i niszczył wszystko wokoło. Albo jak lekarz, który wypowiada wojnę chorobie, bo chce ratować chorego. To są błogosławione wojny. Więc nasze negatywne skojarzenia związane z ogniem mogą nam przysłonić Boży ogień, który rozświetla. Bywa tak, że ludzie dają się ogarnąć jakimś niedobrym ogniom i wtedy błogosławiony jest ten, kto w imię miłości ma odwagę przeciwstawić się.

Ojciec Wojciech Jędrzejewski opisuje konkretną osobę, którą zna, jak słowa z dzisiejszej Ewangelii stały się dla niej pomocą i wyzwoleniem. Co więcej – pozwoliły jej dojrzeć Bożą moc, która, jeżeli człowiek tak naprawdę zawierzy Bogu, prowadzi zdecydowanie i pewnie po trudnych ścieżkach codziennego życia. Wspomniany kapłan tak mówi o tej osobie: “znalazła się w polu straszliwych napięć w związku z nieakceptacją swojej teściowej wobec jej wiary, wobec jej zaangażowania w Kościół święty. To zaangażowanie – oczywiście ona dzieli ze swoim mężem – to się mamie bardzo nie podobało. Ta sytuacja obróciła się w coś okropnego. Pojawiły się pomówienia, oszczerstwa, złośliwości – rzecz po prostu przerażającą i niszczącą tę kobietę, o której mówię. Rozpoznanie w słowach dzisiejszej Ewangelii jej własnej sytuacji postawiło ją na nogi, ale nie w sensie poczucia wyższości nad teściową, która ją prześladuje, tylko po prostu ufności, że wszystko jest w Bożych rękach, że Pan Jezus przewidział takie sytuacje i że ona może teraz mieć taką nadzieję, ufność, że skoro to zostało zapowiedziane – ten typ sytuacji – ona znajdzie wystarczająco wiele siły w Panu Jezusie, w Jego wyzwalającym działaniu, żeby przetrwać te wszystkie wydarzenia dla niej bardzo trudne. Faktycznie – od momentu, gdy odnalazła w Chrystusie swojego powiernika, tego który bierze ją w obronę, który zapowiada i bierze w obronę – potrafiła uwolnić swoje serce od rozżalenia czy nawet rodzącej się chwilami nienawiści”.

W psalmach modlimy się:

„Twoje słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce” Ps 119).

Pan Jezus jest naprawdę żywą pochodnią dającą światło i ciepło. Święta Faustyna napisała w swoim Dzienniczku: “Hostio Święta, w Tobie zawarty jest ogień najczystszej miłości, który płonie z łona Ojca Przedwiecznego, jako z przepaści nieskończonego miłosierdzia dla nas, a szczególnie dla biednych grzeszników”.

Bóg daje człowiekowi ten ogień – tylko trzeba otworzyć swoje serce na ten Boży dar. Oto kolejne słowa tej wielkiej mistyczki: “O Boże wiekuisty, pali się we mnie ogień nieugaszony błagania Ciebie o miłosierdzie; wyczuwam i rozumiem, że to jest moje zadanie, tu i w wieczności. Tyś sam kazał mi mówić o tym wielkim miłosierdziu i dobroci Twojej… Kiedy byłam w kościele, czekając na spowiedź świętą, ujrzałam promienie wychodzące z monstrancji, rozchodziły się one po całym kościele. Były bardzo jasne i przeźroczyste jak kryształ. Prosiłam wówczas Jezusa, aby raczył zapalić ogień swojej miłości we wszystkich duszach oziębłych. Pod tymi promieniami rozgrzeje się każde serce, chociażby było zimne jak bryła lodu, chociażby było twarde jak skała, skruszy się na proch”.

Jakie to jest ważne, aby stanąć w prawdzie swojego własnego serca, przed wizerunkiem Jezusa Miłosiernego i zapytać czy ten płomień Bożego Miłosierdzia rzeczywiście płonie we mnie, czy tylko ledwo tli się w zupełnym zapomnieniu?

Może na koniec tego rozważania dobrze będzie podzielić się opowiadaniem o ogniu, które znalazłem w książce ks. Kazimierza Wójtowicza “Glosarium”. Oby ten obraz pomógł Tobie i mnie lepiej zrozumieć nasz wspólny czas, dany nam przez samego Boga, tu i teraz:

A oto zbliżył się do Jezusa pewien człowiek i zapytał: „Nauczycielu, wszyscy wiemy, że od Boga przyszedłeś i nauczasz prawdy. Ale co się tyczy Twoich uczniów, Twojej świty, Twojej gminy – czy jak to Ty tam nazywasz – to muszę powiedzieć, że nie bardzo mi odpowiada. Niedawno wdałem się w sprzeczkę z jednym z Twoich wiernych. A, jak wiadomo, nie zawsze Twoi ludzie mają takie samo zdanie. Więc chciałem Cię otwarcie zapytać, czy można iść za Tobą, ale bez specjalnych kontaktów z Twoimi zwolennikami? Czy można być chrześcijaninem w pojedynkę, bez Kościoła świętego, bez tego całego balastu…?”.

Wtedy Jezus spojrzał na niego z uwagą i rzekł mu: .Posłuchaj, chcę ci coś powiedzieć”. On rzekł: „Powiedz, Nauczycielu”. „Zebrała się kiedyś gromada ludzi. Przyszli, aby posiedzieć razem i porozmawiać. Gdy nastał wieczór i zrobiło się ciemno, naznosili drewna i rozpalili ognisko. Potem siedli wkoło, ciesząc się ciepłem i światłem. Ale jeden z nich chciał mieć ogień tylko dla siebie. Wziąwszy więc płonącą żagiew, oddalił się i usiadł na uboczu. Żarząca głownia grzała i oświecała nadal. Ale wkrótce zgasła i człowiek poczuł znowu ciemność i zimno nocy. Wtedy zastanowił się i rzekł: »Zabiorę ten kawałek szczapy i zaniosę do żaru ogniska, gdzie znowu zapłonie i będzie służyć ciepłem i światłem«. I człowiek ten usiadł znowu w kręgu innych. I znowu grzał się przy ogniu. A blask płomienia oświetlał jego oblicze”.

I Pan dodał: „Kto należy do mnie, jest blisko ognia. Więcej: przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął jasnym, dużym płomieniem”.

(Jer 38,4-6.8-10, Ps 40, Hbr 12, 1-4, Łk 12, 49-53)



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

JEŚĆ NIE OBMYTYMI RĘKAMI CZŁOWIEKA NIE PLAMI

Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem dobrze ułożonym. Gdy uchybisz w tym względzie, nie rób sobie zbytnich wyrzutów. Bo może się w Tobie wytworzyć przekonanie, że na tym polega istota twojego życia. A przecież chodzi o twoją intencję, o twoją bezinteresowność .

Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem dobrze ułożonym, bo może się zdarzyć, że osiągniesz sukces w tym względzie, i tak otoczenie twoje, jak i ty sam uznasz, że postępujesz poprawnie - a nawet nie zauważysz, że wnętrze twoje jest kłębowiskiem żmij.

* * *

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński