Gazeta Niedzielna

Urodził się w wielodzietnej, biednej wiejskiej rodzinie w 1581 r. w Pouy (obecnie St-Vincent-de-Paul). Studiował w Tuluzie, potem w Rzymie i w Paryżu, zdobywając licencjat z prawa kanonicznego (1623). Mając 19 lat został kapłanem.

Przez dwa lata przebywał w niewoli mauretańskiej w Tunisie. Przeżył ogromny kryzys religijny. Był skoncentrowany wyłącznie na tym, co można osiągnąć jedynie własnymi siłami. Zmianę w jego sposobie myślenia przyniosły lata 1608-1620. Od 1608 r. mieszkał w Paryżu, gdzie został proboszczem. Był także kapelanem w domu generała galer królewskich. W tym czasie złożył ślub poświęcenia się ubogim. W ciągu kilkunastu lat zgromadził kapłanów, którzy pragnęli podjąć opiekę nad potrzebującymi. W 1625 r. założył zgromadzenie Misjonarzy – lazarystów. Jego misjonarze pracowali w większości krajów europejskich, dotarli też do krajów misyjnych w Afryce północnej. W 1651 r. przybyli również do Polski. Powołał także zgromadzenie żeńskie Sióstr Miłosierdzia, zwane wincentkami lub szarytkami. Wniósł wielki wkład w dzieło chrześcijańskiego miłosierdzia – m.in. zorganizował Caritas we Francji. Przyczynił się do odnowy życia religijnego. W okresie frondy niósł pomoc rzeszom głodujących, dotkniętym nieszczęściami i zniszczeniami wojennymi. Przez wiele lat był członkiem Rady Królewskiej – tzw. Rady Sumienia, której podlegały wszystkie sprawy Kościoła. Zajmując wysokie stanowisko pozostał cichy i skromny. Zmarł w 1660 r. w wieku 79 lat. W roku 1729 papież Benedykt XIII wyniósł go do chwały błogosławionych, a w roku 1737 papież Klemens XII kanonizował go. Leon XIII ogłosił św. Wincentego patronem wszystkich dzieł miłosierdzia w Kościele katolickim.

na podstawie: www.brewiarz.katolik.pl



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

ZNALAZŁA GO

To było takie proste, gdy przychodziłeś podrapany, posiniaczony, rozżalony, rozbeczany, wgramolić się jej na kolana i wtulić głowę, i słuchać, jak jej serce bije. Serce, które na pewno kocha. Płacz przechodził w pochlipywanie. Odpływała gorycz. Było ci dobrze, tak dobrze, że aż zasypiałeś.

Potem przyszedł okres, gdy denerwowała cię jej dobroć. Nie mogłeś znosić jej milczenia i smutnego spojrzenia, gdy coś złego zrobiłeś. Niechby zrobiła awanturę, niechby krzyczała, a nawet zbiła.

Potem poszedłeś w świat. Z wielkimi planami i nadziejami, pełen wiary w ludzi. A teraz wracasz. Tak jak wtedy: rozżalony. Do niej. W pokoju jest cicho, czyściutko jak dawniej, matka pomiędzy starymi meblami krząta się ucieszona, żeś przyszedł. ,,Może się herbaty napijesz?". Napijesz się, bo to ci da okazję do zatrzymania się tu dłużej. Ona nie wie i nigdy nie będzie wiedzieć, jak ci tego powrotu było trzeba. Może później podejdzie i pocałuje twoją głowę, nie wiedząc jak bardzo na to czekałeś. Czujesz, jak odpływa twoja złość, nienawiść, rozgoryczenie, jak bierzesz w siebie światło, jej dobroć.

Przez te lata, które minęły, spiętrzyło się w tobie zło, stwardniałeś, skrzepłeś w egoizmie, stykając się z surowym światem.

Teraz w czasie nabożeństw majowych przychodzisz do Niej przez modlitwy, pieśni - obcujesz z Nią. Czujesz, jak odpływa od ciebie zło, jak bierzesz w siebie światło - Jej dobroć.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński