Gazeta Niedzielna

Wyjść na spotkanie przychodzącego
Pana
XXXII Niedziela Zwykła – ROK
A

ks. Marian Łękawa SAC - Rektor PMK w Szkocji

Wchodząc do katedry w Chartres, można oglądać na portalu dzisiejszą przypowieść, którą był wykuł anonimowy średniowieczny rzeźbiarz. Oglądałem to dzieło wiele lat temu. Wówczas Kościół rozpoczynał czytanie Ewangelii od słów: „Onego czasu”… i nazywał owe panny bardziej wyraziście: „pięć z nich było głupich, a pięć mądrych”.

Artysta bardzo trafnie uchwycił różnice pomiędzy oczekującymi Oblubieńca. Mianowicie wyrzeźbił w kamieniu co to znaczy mieć lampę a nie mieć oliwy. One wszystkie oczekiwały, a więc wierzyły. Miały wiarę. Tylko, że te wymienione w Jezusowej przypowieści jako pierwsze, nie miały w swoim zanadrzu żadnych dobrych uczynków. Pismo Święte nazywa taką wiarę – martwą. Bo jaki jest sens nosić lampę nie mając oliwy? Na tym polega głupota. Panny mądre połączyły swoją wiarę z dobrymi uczynkami. Szły zatem na spotkanie z lampami, które świeciły.

Za każdym razem kiedy wchodzę do kościoła, najpierw szukam migającego światła wiecznej lampki, bo ono wskazuje, że tu obecny jest Pan Jezus. A czy rozpoznaję światło tego samego Jezusa w moim życiu i w moim bliźnim? Podczas chrztu przyjąłem Jego światło. Kapłan podając zapaloną świecę wypowiedział wtedy takie słowa: „Podtrzymywanie tego światła powierza się wam, rodzice i chrzestni, aby wasze dziecko oświecone przez Chrystusa, postępowało zawsze jak dziecko światłości, a trwając w wierze, mogło wyjść na spotkanie przychodzącego Pana”.

Dzisiejsza przypowieść jest ostrzeżeniem – bo nawet wspólna droga, wspólne czuwanie z osobami, których lampy są zapalone, może mi nic nie pomóc i nie uchroni przed zmarnowaniem otrzymanego zaproszenia na niepowtarzalną, bo jedyną ucztę weselną. Nie daj Bóg, aby doszło do sytuacji tragicznej, gdzie nie ma żadnej możliwości, aby wyjść „na spotkanie przychodzącego Pana”. I na nic się zda przywoływanie, że „przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”. Co więc pozostanie człowiekowi, którego Chrystus nie rozpozna? Własna głupota z bezużyteczną lampą, zamknięte drzwi i całkowita ciemność.

Kiedyś przyjaciele Cypriana Norwida zadali mu takie pytanie:

– Mistrzu, ty tak pięknie i umiejętnie dobierasz słowa, powiedz, które ze słów jest najtragiczniejsze, przerażające?

I poeta odpowiedział:

– Tym słowem jest: „za późno”.

Jesień już jest w pełni. Dzisiejsza Liturgia Słowa bardzo dobrze współbrzmi z tą porą najpiękniejszych barw. Jest to czas zbierania owoców. Przemijanie świata, jakby powiedział ks. Pasierb, staje się bardziej widoczne. Cień drugiego brzegu, o którym pisał Słonimski, staje się niemal dotykalny. Ile jeszcze zostało mi czasu, który dał mi Pan? Tutaj w Szkocji o tej porze nie tylko przeraźliwy chłód towarzyszy człowiekowi, ale i nieustanne ciemności, bo dni są bardzo krótkie. Zapalam więc ogień i światło. Ale co jest najważniejsze – znaleźć w sobie i ciepło i światło.

Bo w życiu często jest tak, jak u pewnego pobożnego Żyda, który szukał porady u rabina.

– Kiedy słucham twojego kazania, wznoszę się do siódmego nieba i ogarnia mnie zapał do życia uczciwego; ale jak tylko wrócę do domu, zaraz zapominam o twoich wspaniałych naukach i moich postanowieniach i wszystko jest, jak przedtem. Czym to wytłumaczyć? – bo martwię się tym.

Mądry rabin tak mu odpowiedział:

– Najważniejsze jest to, skąd płynie twoje światło. Jeśli idziesz przez las, lampa twego współtowarzysza oświeca również drogę dla ciebie. Ale kiedy się rozstaniecie, ty zostaniesz w ciemności, bo nie masz własnej lampy. Staraj się słuchać tak moich kazań, aby zapaliła się od nich ta lampa, którą Pan umieścił w twoim sercu.

Ks. biskup Jan Pietraszko pisze w ten sposób: „Ewangeliczne lampy w rękach ludzkich, lampy płonące, są znakiem wewnętrznej przynależności do kręgu Bożego światła, jakiegoś wewnętrznego pokrewieństwa, szczególnej wewnętrznej wspólnoty i jedności z Ojcem przez Jezusa Chrystusa. Tego światła nigdy człowiek nie zapala sam. Nikt z nas, z ludzi, nie posiada takiej mocy, żeby mógł je własnymi siłami czy własnym działaniem w sobie rozniecić. Zapala je zawsze tylko sam Chrystus. I tylko On sam je żywi”.

Dlatego już za niedługo podczas tej Eucharystii znowu Słowo Boga wypowiedziane ustami kapłana stanie się Ciałem Pańskim.



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

ZNALAZŁA GO

To było takie proste, gdy przychodziłeś podrapany, posiniaczony, rozżalony, rozbeczany, wgramolić się jej na kolana i wtulić głowę, i słuchać, jak jej serce bije. Serce, które na pewno kocha. Płacz przechodził w pochlipywanie. Odpływała gorycz. Było ci dobrze, tak dobrze, że aż zasypiałeś.

Potem przyszedł okres, gdy denerwowała cię jej dobroć. Nie mogłeś znosić jej milczenia i smutnego spojrzenia, gdy coś złego zrobiłeś. Niechby zrobiła awanturę, niechby krzyczała, a nawet zbiła.

Potem poszedłeś w świat. Z wielkimi planami i nadziejami, pełen wiary w ludzi. A teraz wracasz. Tak jak wtedy:rozżalony. Do niej. W pokoju jest cicho, czyściutko jak dawniej, matka pomiędzy starymi meblami krząta się ucieszona, żeś przyszedł. ,,Może się herbaty napijesz?". Napijesz się, bo to ci da okazję do zatrzymania się tu dłużej. Ona nie wie i nigdy nie bedzie wiedzieć, jak ci tego powrotu było trzeba. Może później podejdzie i pocałuje twoja głowę, nie wiedząc jak bardzo na to czekałeś. Czujesz, jak odpływa twoja złość, nienawiść, rozgoryczenie, jak bierzesz w siebie światło, jej dobroć.

Przez te lata, które minęły, spiętrzyło się w tobie zło, stwardniałość, skrzepłeś w egoiźmie, stykając się z surowym światem.

Teraz w czasie nabożeństw majowych przychodzisz do Niej przez modlitwy, pieśni - obcujesz z Nią. Czujesz, jak odpływa od ciebie zło, jak bierzesz w siebie światło - Jej dobroć.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński