Gazeta Niedzielna

Urodziła się w 1880 r. w Avor niedaleko Bourges we Francji. Kiedy miała 7 lat, zmarł ojciec. Matka wychowywała ją dość surowo. O jej życiu zadecydowały fakty związane z przygotowaniem się do I Komunii świętej. Wówczas to postanowiła wytrwale pracować nad swoim charakterem. Jako kilkunastoletnia dziewczyna doświadczała pierwszych łask mistycznych.

Jako młoda dziewczyna była postrzegana jako wyjątkowa osobowość. Miała też talent muzyczny. Cieszyła się życiem, jednak w centrum jej uwagi był Chrystus. Na sali balowej zdarzało się jej tęsknić za tabernakulum. Mając 14 lat złożyła w sercu śluby czystości i postanowiła wstąpić do Karmelu. Matka się temu sprzeciwiała i uznała to za “wybujałą religijność”. W końcu uległa i wyraziła powściągliwą zgodę na to, by dziewczyna wstąpiła do zakonu po ukończeniu 21 lat. Tak też się stało. W 1901 r. wstąpiła do klasztoru karmelitanek bosych w Dijon. W ciągu kolejnych pięciu lat pracy, modlitwy i głębokiego cierpienia wspięła się na szczyty duchowe. Jej zakonne imię “od Trójcy Przenajświętszej” stało się programem jej życia, a także drogą, na której odkryła Boga Trójjedynego. Była szczególnie domem Boga w Trójcy. W pewnym momencie jednak przyjęła drugie imię “Laudem Gloriæ” – wychwalajcie chwałę. Od tej chwili, jak wspominają ludzie, którzy ją znali, zaczęła już na ziemi żyć życiem nieba. Ostatni etap życia to ciężka choroba, którą przeżywała jako wstępowanie przez krzyż ku Bogu. Zmarła w 1906 r. Miała wówczas 26 lat. Beatyfikował ją papież św. Jan Paweł II w 1984 r.

na podstawie: www.brewiarz.pl



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

ZNALAZŁA GO

To było takie proste, gdy przychodziłeś podrapany, posiniaczony, rozżalony, rozbeczany, wgramolić się jej na kolana i wtulić głowę, i słuchać, jak jej serce bije. Serce, które na pewno kocha. Płacz przechodził w pochlipywanie. Odpływała gorycz. Było ci dobrze, tak dobrze, że aż zasypiałeś.

Potem przyszedł okres, gdy denerwowała cię jej dobroć. Nie mogłeś znosić jej milczenia i smutnego spojrzenia, gdy coś złego zrobiłeś. Niechby zrobiła awanturę, niechby krzyczała, a nawet zbiła.

Potem poszedłeś w świat. Z wielkimi planami i nadziejami, pełen wiary w ludzi. A teraz wracasz. Tak jak wtedy: rozżalony. Do niej. W pokoju jest cicho, czyściutko jak dawniej, matka pomiędzy starymi meblami krząta się ucieszona, żeś przyszedł. ,,Może się herbaty napijesz?". Napijesz się, bo to ci da okazję do zatrzymania się tu dłużej. Ona nie wie i nigdy nie będzie wiedzieć, jak ci tego powrotu było trzeba. Może później podejdzie i pocałuje twoją głowę, nie wiedząc jak bardzo na to czekałeś. Czujesz, jak odpływa twoja złość, nienawiść, rozgoryczenie, jak bierzesz w siebie światło, jej dobroć.

Przez te lata, które minęły, spiętrzyło się w tobie zło, stwardniałeś, skrzepłeś w egoizmie, stykając się z surowym światem.

Teraz w czasie nabożeństw majowych przychodzisz do Niej przez modlitwy, pieśni - obcujesz z Nią. Czujesz, jak odpływa od ciebie zło, jak bierzesz w siebie światło - Jej dobroć.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński