Gazeta Niedzielna

Franciszek Possenti urodził się w 1838 r. w Asyżu. Jego ojciec piastował urząd gubernatora. Gdy miał 4 lata, zmarła mu matka. Studiował u Braci Szkół Chrześcijańskich i w kolegium jezuitów. Należał do najlepszych uczniów.

W tym czasie dbał aż do przesady o swój wygląd zewnętrzny, lubił grę w karty, tańce, imprezy artystyczne, wieczorki towarzyskie, polowania. Po krótkim okresie zbyt swobodnej młodości w 1856 r. wstąpił do klasztoru pasjonistów, choć jego ojciec był stanowczo przeciwny, by jego syn szedł do zakonu i to wówczas jednego z najsurowszych. Franciszek zdołał jednak przełamać ten opór. Obrał sobie zakon, którego celem było pogłębianie w sobie i szerzenie wśród otoczenia nabożeństwa do męki Pańskiej i do Matki Bożej Bolesnej. Dwa te nabożeństwa uświęciły go tak dalece, że po niewielu latach wzniósł się aż na stopień heroiczny doskonałości chrześcijańskiej. Zachował się jego notatnik, w którym notował sobie postanowienia do coraz to nowych ofiar w duchu pokuty. Był gotów przyjąć wszystkie, choćby największe męki, byle tylko pocieszyć Serce Boże i Jego Matki. Nie doczekawszy święceń kapłańskich zmarł w 1862 r., miał 24 lata. Włosi nazywają go Santo del sorriso – „Świętym uśmiechu”. Papież św. Pius X ogłosił go błogosławionym w 1908 r., a papież Benedykt XV wpisał go do katalogu świętych w 1920 r.

na podstawie: www.brewiarz.katolik.pl



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

NIE MOŻNA BOGU SŁUŻYĆ I MAMONIE

Dopóki sprawa nie o pieniądze, to jeszcze nie wiesz wszystkiego o człowieku. Dopiero, gdy pieniądze na stole, gdy można je stracić albo zyskać, dopiero wtedy lecą z głowy korony, wianki i birety. Albo zostają.

Dopiero, gdy pieniądze na stole, przekonasz się, kto jest kto. Bo taki w nich urok, że obiecują ci wszystko na ziemi. Dopiero wobec tej obietnicy człowiek się sprawdza, czy jest chrześcijaninem, czy jest wierzącym, czy jest człowiekiem.

* * *

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński