Gazeta Niedzielna

Na irlandzkich wioskach, jeszcze do niedawna, było czymś naturalnym, jeśli ktoś zachorował – wołano najpierw kapłana, a potem ewentualnie lekarza. Dziś ta praktyka przybrała zupełnie odwrotny kierunek i zdecydowanie cała uwaga i wysiłek koncentruje się prawie wyłącznie wokół tego, który leczy ciało.

Dla chrześcijanina zarówno doktor, jak i kapłan, mają swoją rolę do spełnienia przy chorym, ale podział ról, że działką lekarza jest tylko ciało, a kapłana – tylko dusza, nie odzwierciedla całej prawdy. Choć przywykło się już tak mówić, że człowiek składa się z dwóch części: z duszy i ciała. A przecież człowieka nie można podzielić na części. Istota ludzka jest wciąż niedoścignioną tajemnicą i tworzy nieprawdopodobną całość.

W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus bardzo wyraźnie podkreśla tę prawdę. Czterej mężczyźni, którzy przynieśli sparaliżowanego, początkowo musieli być bardzo zawiedzeni, bo zamiast uzdrowienia Chrystus mówi do paralityka: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”. A oni uczynili tyle wysiłku, aby dotrzeć do Cudotwórcy. Przecież przedostali się nawet przez dach, bo nie było już innej możliwości. Ale czym jest to zawiedzenie ludzi, którzy umożliwili spotkanie chorego z Jezusem wobec uczonych w Piśmie? Bo właśnie ci uczeni byli tak blisko Boga nie tylko poprzez znajomość tekstów Pisma świętego, ale również – i to przede wszystkim – poprzez bezpośrednie przebywanie z Jezusem. I nic nie rozumieją. Co więcej, ich oburzenie zmierza do osądzenia Syna Bożego, że jest bluźniercą. To do nich Pan Jezus się zwraca dając im możliwość, aby otworzyli się na Boże działanie, które również może i powinno ich ogarnąć: „Cóż jest łatwiej powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź?” I żeby nie było wątpliwości, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów – uzdrawia paralityka.

Ksiądz Janusz Warzocha, jezuita, tak komentuje to wydarzenie: „Poprzez to, co Jezus czyni, ukazuje o wiele głębszy związek uzdrowienia fizycznego z odpuszczeniem grzechów. Jezus podejmuje działanie, które uzdrawia całego człowieka. Wskazuje na grzech, który jest wiele groźniejszym paraliżem, gdyż obezwładnia wnętrze człowieka, uśmierca życie duszy, niszczy witalny kontakt z Bogiem, który jest źródłem życia. Duchowy paraliż człowieka – oto bez wątpienia choroba najbardziej dotykająca ludzi, popularna, choć powszechnie nie uznawana za taką. Człowiek, i to każdy bez wyjątku, nabawił się tej choroby oddalając się od Boga. Ten duchowy paraliż obezwładnia człowieka do tego stopnia, że on sam nie może się od niego uwolnić, nie może zostać uleczony żadną ludzką siłą, czy metodą. Znane są dziś stosowane różne sposoby znieczulające, formy ucieczki w uzależnienia, metody psychologiczne, czy próby samo rozgrzeszania, a także banalizacja zła, pomniejszanie jego znaczenia. Pomimo wielkiego wysiłku człowiek nie może sam siebie uwolnić od grzechu. Gdy próbuje to robić, jeszcze bardziej siebie niszczy i zabija. Nie może też o własnych siłach sprawić, by więcej nie grzeszyć, nie popełniać zła.”

Dzisiejsze I Czytanie pokazuje tę drogę, na której człowiek oddala się od Boga: „Lecz ty, Jakubie, nie wzywałeś Mnie, bo się Mną znudziłeś, Izraelu. Raczej Mi przykrość zadałeś twoimi grzechami, występkami twoimi Mnie zamęczasz.” Ale Bóg nie rezygnuje, nie zniechęca się takim postępowaniem człowieka, tylko dokonuje rzeczy nowej, która całkowicie przerasta najśmielsze oczekiwania. To On otwiera drogę na pustyni, ścieżyny na pustkowiu. „Ja, właśnie Ja przekreślam twe przestępstwa i nie wspominam twych grzechów.”

W jedną z niedziel podczas modlitwy maryjnej, Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział: „Bóg nie chce choroby, nie stworzył zła ani śmierci, ale od chwili, w której weszły one – za sprawą grzechu – na świat – Jego miłość zwraca się ku nam, aby uzdrowić człowieka, uwolnić go od grzechu i od wszelkiego zła oraz ukoić życiem, pokojem i radością.”

I człowiek doświadcza tego Bożego dotknięcia, byleby tylko zechciał zbliżać się do Jezusa, byleby tylko pozwolił się przynieść do Niego wtedy, kiedy jest całkowicie powalony, bo znowu się stało, znowu wróciło, znowu upadek, z którego nijak powstać. To jest ten paraliż – taki kompletny. Ta niemożność poradzenia ze sobą samym, ze swoim życiem, bo szatan trzyma człowieka na uwięzi. I tu dopiero widać czym jest Kościół – wspólnota wierzących. To przynoszenie sparaliżowanych wciąż się odbywa poprzez cichą i niezauważoną posługę tych, którzy trwają na modlitwie, którzy składają w darze, skrytości serca, ciężary swoich krzyży. Bo to przez nich takie obezwładnione serce zaczyna tęsknić, aby być przyniesionym i złożonym u stóp Jezusa. Jak to dobrze, że są kapłani poprzez których sam Bóg ustami proroka Izajasza mówi: „Oto Ja dokonuje rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czy jej nie poznajecie?”

Kiedy Pan Jezus mówi do sparaliżowanego: „Wstań, weź swoje łoże i idź do domu” – to znaczy, że uzdrowiony już nie jest do niego przykuty. Dotąd łoże panowało nad nim. Niejako nosiło go. A teraz on może panować nad łożem.

Czy tu nie rozpoznaję siebie? Moje „łoże”, które jest wielką pokusą, pozostaje ze mną. Ale po każdej spowiedzi Bóg daje mi tę siłę, że odtąd ja mogę je nieść, a nie ono mnie.

Niech będzie błogosławiony Bóg w swoim niezgłębionym miłosierdziu.



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

JEŚĆ NIE OBMYTYMI RĘKAMI CZŁOWIEKA NIE PLAMI

Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem dobrze ułożonym. Gdy uchybisz w tym względzie, nie rób sobie zbytnich wyrzutów. Bo może się w Tobie wytworzyć przekonanie, że na tym polega istota twojego życia. A przecież chodzi o twoją intencję, o twoją bezinteresowność .

Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem dobrze ułożonym, bo może się zdarzyć, że osiągniesz sukces w tym względzie, i tak otoczenie twoje, jak i ty sam uznasz, że postępujesz poprawnie - a nawet nie zauważysz, że wnętrze twoje jest kłębowiskiem żmij.

* * *

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński