Przeżywając uroczystość Bożej Matki Częstochowskiej nie można nie przywołać słów, które powiedział na Jasnej Górze błogosławiony już Jan Paweł Wielki. Było to pamiętnego roku 1979 podczas pierwszej papieskiej pielgrzymki do naszej Ojczystej Ziemi:
”Przyzwyczaili się Polacy wszystkie, niezliczone sprawy swojego życia, różne jego momenty ważne, rozstrzygające, chwile odpowiedzialne, jak wybór drogi życiowej czy powołania, jak narodziny dziecka, jak matura, czyli egzamin dojrzałości, jak tyle innych… wiązać z tym Miejscem, z tym Sanktuarium. Przyzwyczaili się ze wszystkim przychodzić na Jasną Górę, aby mówić o wszystkim swojej Matce – Tej, która tutaj nie tylko ma swój Obraz, swój Wizerunek, jeden z najbardziej znanych i najbardziej czczonych na całym świecie – ale która tutaj w jakiś szczególny sposób jest. Jest obecna w tajemnicy Chrystusa i Kościoła – uczy Sobór. Jest obecna dla wszystkich i dla każdego, którzy do Niej pielgrzymują… choćby tylko duszą i sercem, choćby tylko ostatnim tchnieniem życia, jeśli inaczej nie mogą…
… Cóż więc dziwnego, że i ja tu dziś przybywam? Przecież zabrałem z sobą z Polski na Stolicę św. Piotra w Rzymie ten polski nawyk, ten „święty nawyk” Polaków, wypracowany wiarą całych pokoleń, potwierdzonych doświadczeniem tylu stuleci, ugruntowany w mojej własnej duszy…
… Cóż mam powiedzieć ja, któremu, po 33 dniowym pontyfikacie Jana Pawła I, wypadło z niezbadanych wyroków Bożej Opatrzności przejąć po nim dziedzictwo i sukcesję apostolską na Stolicy św. Piotra w dniu 16 października 1978 roku? Cóż mam powiedzieć ja, pierwszy po 455 latach Papież wezwany na Stolicę Rzymską spoza Włoch? Cóż mam powiedzieć ja, Jan Paweł II, pierwszy w dziejach Kościoła i Ojczyzny Papież-Polak, Papież-Słowianin?
Powiem więc, że w owym dniu 16 października, … myślałem przede wszystkim o dniu 26 sierpnia: o poprzednim konklawe i poprzednim wyborze, dokonanym w uroczystość Matki Bożej Jasnogórskiej.”
Wizerunek Czarnej Madonny bardzo mocno związał się z dziejami naszej Ojczyzny i z dziejami tych, którzy musieli, z różnych względów, tę Ojczyznę opuszczać. Błogosławiony Jan Paweł II 30 lat temu pielgrzymując po brytyjskiej wyspie spotkał się z Rodakami, których nie nazwał emigrantami, ale przede wszystkim żywą częścią Polski, która nawet wyrwana z ojczystej gleby, nie przestała być sobą. Wtedy powiedział takie słowa:
„Obraz Częstochowskiej Pani był w czasie ostatniej wojny prawie we wszystkich żołnierskich obozowych kaplicach, podobnie obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej znajdował się często w mundurze polskiego żołnierza. Jej obrazy znajdują się w każdym kościele, gdzie tylko gromadzicie się na modlitwy, zwłaszcza na niedzielne Msze św. Wisi ten Obraz niemal w każdym polskim, emigracyjnym domu.”
Podczas sprawowania Eucharystii w Jasnogórskiej Kaplicy zawsze czytana jest dzisiejsza Ewangelia. Bo to miejsce jest polską Kaną. Nie można nie zauważyć, będąc tam, jak Boża moc dokonuje ciągłej przemiany ludzkich serc. A sprawia to Ona, Matka, która w Ewangelii spisanej przez św. Jana wypowiada tylko dwa zdania. Pierwsze – kieruje prośbę do Syna, że wina nie mają. A potem druga prośba skierowana do każdego człowieka: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.” Taka jest Jej rola – pośredniczki. Tak jest przedstawiona na obrazie Częstochowskim: wskazuje na Syna wypowiadając milczącymi ustami prośbę: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.” Ona zawsze prowadzi do Jezusa, bo Ona ma tylko jeden cel: ukazać Owoc swojego łona. To dzięki Niej do Jezusa dochodzi się drogą najpewniejszą i najkrótszą. Chrystus Pan w momencie najważniejszym dla świata, bo w momencie kiedy był przybity do krzyża, na którym dokonał dzieła Odkupienia, wtedy dał każdemu człowiekowi swoją Matktę. Bo Matka zrobi wszystko, aby tylko ochronić swoje dzieci przed niebezpieczeństwami, które potrafią uśmiercić i to śmiercią na zawsze. Żeby być tego świadomym trzeba mieć żywo w pamięci Boże Słowa z Księgi Apokalipsy: „I rozgniewał się Smok na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa”.
Może dziwić niezrozumiałe dla człowieka zachowanie i sposób w jaki Pan Jezus reaguje na prośbę swojej Matki. Otóż w Księdze Rodzaju, kiedy pierwsi rodzice dali się zwieść i zgrzeszyli, Pan Bóg mówi do węża: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę.”
A więc użyte przez Pana Jezusa słowo „niewiasto” – to nie brak szacunku do Matki, ale nawiązanie do historii zbawienia, która rozpoczęła się w momencie pojawienia się grzechu. W miejsce Ewy pojawia się nowa Ewa – Maryja. I w miejsce Adama wchodzi nowy Adam – Jezus Chrystus. Słowo „niewiasto” raz jeszcze zostanie wypowiedziane w kulminacyjnym momencie ludzkich dziejów, mianowicie z wysokości krzyża: „Niewiasto, oto syn Twój.” Chrystus nie nazywa Maryi Matką i nie nazywa Jana po imieniu, bo On daje swoją Matkę każdemu, by każdy mógł mieć Matkę i aby każdy zechciał stać się Jego „umiłowanym uczniem”.
Każdy człowiek nosi w sobie dziedzictwo Adama i Ewy. Chciałby przede wszystkim panować nad sytuacją. Poznać, wiedzieć i rozumieć jak sprawy się mają. Realizować swoje plany. Iść drogą, którą sam sobie wybierze. A kiedy tak się nie dzieje – wtedy zaczyna wątpić. Tylko Maryja, jedna jedyna, zgodziła się pozostawić to wszystko Bogu. Mimo, że swoje życie wyobrażała sobie całkiem inaczej, to jednak w Zwiastowaniu wypowiedziała swoje „fiat” – „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Zaufała Bogu i to zaufała całkowite. Od razu też poznała jak wiele ta zgoda na Boże plany kosztuje. Bo oto zrezygnowała z macierzyństwa, a teraz musi przyjąć na siebie macierzyństwo tak nadzwyczajne, że całe Jej życie idzie nie tak jakby człowiek chciał. Rozpoczyna się od Józefa, któremu nie wiadomo jak wytłumaczyć zaistniałą sytuację. Przeżywa upokorzenie, przeżywa smutek, samotność. Ale Ona ze swoim bezgranicznym zaufaniem w tych wymaganiach rozpoznaje Boga. A jest to dopiero początek drogi. Kiedy przyjdzie czas rozwiązania Józef będzie szukał i nie znajdzie dla Niej miejsca w Betlejem. Boży Syn urodzi się w stajni, w miejscu przeznaczonym dla zwierząt. Potem król Herod w swojej wściekłości dokona rzezi Niewiniątek. Tyle niemowląt zabitych. Tyle rodzin w żałobie. I trzeba będzie dalej wierzyć Bogu i śpiewać „Wielbi dusza moja Pana”. Ufała w każdej sytuacji, że właśnie w ten sposób realizuje się Boży plan zbawienia, choć po ludzku taki niezrozumiały i taki trudny do przyjęcia. Ale Maryja będzie się godzić na to co Bóg da, dlatego pod osłoną nocy opuści swój rodzinny kraj razem z Jezusem i Józefem pójdzie w obce strony przez zieloną granicę? Po powrocie do Nazaretu przez trzydzieści lat nic szczególnego się nie wydarzy poza trudną odpowiedzią 12-letniego Syna: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Później Chrystus będzie nauczał o Królestwie Bożym. I znowu Maryja będzie musiała słuchać bardzo trudnych słów swojego Syna: „Co Mnie i Tobie niewiasto?” Innym zaś razem usłyszy: „Któż jest moją matką? Ten kto słucha Słowa Bożego i wypełnia je”.
W taki trudny i niezrozumiały sposób Pan Bóg prowadzi Ją aż na Golgotę. I tam na Kalwarii Maryja, jak pisze ks. Ludwik Evely – „nie tylko powie: Oto ja służebnica Pańska – to jeszcze było łatwe – ale: Oto Sługa Pański – niech Mu się stanie, niech nam się stanie… Tam to Maryja stała się w pełni matką, tam dała wszystko, tam dostosowała się do wszystkich myśli, wszystkich pragnień, całego posłannictwa Tego Człowieka, który był zarazem Jej Synem i Jej Bogiem. Tam zrodziła Go po raz drugi: w Jego Odkupieniu, w Jego Dziele. A to dlatego, że wyraziła doskonałą zgodę.”
Jej wiara była prawdziwie doskonałą, a nauczyła się jej przez posłuszeństwo, zgadzając się na wszystkie wymagania, które Bóg stawiał na Jej drodze. Nie rozumiejąc ich całkowicie godziła się z wolą Boga. A przecież jakże trudno było w nich zobaczyć, że to są te wielkie rzeczy, które Pan uczynił w niskości, rozczarowaniu, zdruzgotaniu, cierpieniu, w rozdarciu duszy Swej służebnicy.
Boża Matka, Maryja w Ewangelii jest bardzo mało widoczna – jedynie tylko od czasu do czasu dyskretnie wspomniana. Jej obecność jest tajemnicą w dziele Odkupienia. To Ją wybrał Bóg, aby pośredniczyła w rozdawnictwie łask. I rozdziela, nie wnikając czy ktoś jest wart, czy też nie. Nie segreguje ludzi, jak żadna matka nie segreguje dzieci na mądre i głupie. Jest tylko jedno kryterium – własne. Ks. prof. Włodzimierz Sedlak ujął to w ten sposób: „Dla Niej całe chrześcijaństwo jest ustawicznym matkowaniem i ofiarowaniem siebie, by cel, który zakreślił Jezus swoim cierpieniem – realizował się. Ona wie, że w ludzkiej duszy musi nastąpić przemiana, tak jak ziemia, którą trzeba przeorać na nowe skiby, aby poczuć nowy świat Ewangelii. To właśnie zależy od Jej matkowania”.