W dzisiejszym Słowie Bożym znowu obecna jest ludzka prośba. Ale ta prośba jest już zupełnie inna niż u synów Zebedeusza w minionej niedzieli. Wypowiada ją ślepy Bartymeusz, syn Tymeusza, żebrak z gościńca w pobliżu miasta Jerycha. Woła, właściwie krzyczy: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”
I Ewangelia zaznacza, że „wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Dlaczego ci, którzy szli z Jezusem uciszali ślepca? Pan Jezus zmierzał ku Jerozolimie, gdzie groźby przeciwko Niemu były już bardzo niepokojące. I tego nie mogli pojąć jego uczniowie – po co więc tam iść. Ogarniał ich strach. Nie zrozumieli ani Chrystusowych słów kiedy mówił, że Syn Człowieczy właśnie w Jerozolimie będzie musiał wiele wycierpieć i nie rozumieli też Jego nauczania z ostatnich dni. Najpierw w sprawie małżeństwa usłyszeli zdecydowaną odpowiedź: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”. Potem w rozmowie z bogatym młodzieńcem wyjaśniał co trzeba czynić, aby się zbawić. I wreszcie kiedy sprzeczali się między sobą o najważniejsze funkcje w Bożym królestwie powiedział im: „Kto chce być pierwszym, niech stanie się ostatnim”. Były to wymagania bardzo trudne do przyjęcia. Więc będąc w takiej niepewnej dla siebie sytuacji staje się zrozumiałe ich zdenerwowanie wywołane krzykiem ślepca. Ten krzyk przeszkadzał ich lękowi, ich niepewności. Tak bardzo byli zmartwieni jedynie swoją sytuacją.
A tymczasem zachowanie niewidomego pokazuje w jaki sposób działa Bóg. Niewidomy, jak pisze kardynał Jean-Marie Lustiger, „zrezygnował z wszelkich żądań wobec Boga. Jest żebrakiem, wyrzutkiem. Mówią mu, że Jezus z Nazaretu zbliża się i będzie tędy przechodził. Nie widzi Go, nie zna Go. Zaczyna w nieznośny sposób wołać.”
Pan Jezus mówi: „Przyprowadźcie go!” I wtedy uczniowie idący za Chrystusem nie tylko przyprowadzają Bartymeusza, ale sami zaczynają wychodzić poza swój krąg egoizmu. Bo oto dają nadzieję niewidomemu. Mówią do niego: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię!”
„A Jezus przemówił do niego: „Co chcesz, abym ci uczynił?” Powiedział mu niewidomy: „Rabbuni, żebym przejrzał”. Kardynał Lustiger z tej rozmowy wyciąga taką refleksję: „Każdy nieszczęśnik prosi o to, by mógł wydobyć się ze swojego nieszczęścia. Głodny powie: „Daj mi jeść”, a chory: „ulecz mnie”. Ale Jezus, odpowiadając mu, mówi jeszcze coś więcej: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. Mówi mu o wierze i zbawieniu. Słowa, których ślepiec nie wyrzekł, coś, o co nie prosił.
I oto dzieje się coś nieoczekiwanego i wyjątkowego w tej Ewangelii. Podczas gdy inni właśnie opuszczali Chrystusa, wycofywali się, mówiąc: „On jest szalony, idzie do Jerozolimy po śmierć”, niewidomy rusza za Jezusem.” Bowiem światło, za którym tak tęsknił stało się jego udziałem. Ziściło się jego pragnienie. Prorok Jeremiasz w dzisiejszym I Czytaniu zapowiada taką drogę: „Oto wyszli z płaczem, lecz wśród pociech ich przyprowadzę. Przywiodę ich do strumienia wody równą drogą, nie potkną się na niej”.
Pewien król miał dwóch synów. Kiedy był już stary postanowił przekazać swoje panowanie, ale nie wiedział któremu. Przywołał więc swoich synów do siebie i każdemu wręczył pięć srebrnych monet. I tak powiedział:
- Za te pieniądze macie napełnić halę w naszym pałacu. Macie czas do wieczora. A czym ją napełnicie, to już wasza sprawa.
Straszy syn od razu wyruszył na poszukiwania. Przechodząc obok pola zobaczył jak ludzie zbierali trzcinę cukrową i wyciskali ją w młynie. Reszta leżała porozrzucana i bezużyteczna. Więc od razu pomyślał, że to świetna okazja, aby tymi niepotrzebnymi resztkami wypełnić halę. Z nadzorcą załatwił sprawę, że cała trzcina zostanie zniesiona do hali pałacu późnym popołudniem. Kiedy pomieszczenie było już pełne, poszedł do swojego ojca i pewny siebie powiedział:
- Wypełniłem twoje zadanie. Na mojego brata nie musisz już czekać. Możesz mnie zrobić twoim następcą.
- Jeszcze nie nadszedł wieczór. Poczekam – odpowiedział król.
Wkrótce przyszedł młodszy syn. Poprosił, aby wynieść bezużyteczną trzcinę. Następnie do pustej hali przyniósł dużą świecę i zapalił ją. Blask jej płomienia wypełnił całe pomieszczenie. Ojciec nie miał już wątpliwości, bo powiedział w ten sposób:
- Ty będziesz moim następcą. Twój brat wydał pięć srebrnych monet, aby napełnić halę bezużytecznymi odpadami. Ty nie wydałeś nawet jednej monety i napełniłeś ją światłem. Napełniłeś ją tym, czego ludzie bardzo potrzebują.
„Światłością świata” jest Chrystus, który mówi: „Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia”. Niemniej jednak światło nie pozostaje w mocy człowieka. Hans Urs von Balthasar zauważa, że „Pan wprawdzie nie zabiera nam siebie, lecz to nie znaczy, że możemy Go trzymać jako coś należącego do nas, czym możemy dowolnie rozporządzać. Dopóki idziemy za Nim, nie zabraknie nam światła”.
ks. Marian Łękawa SAC – Rektor PMK