Gazeta Niedzielna

Dziś jest już przedostatnia niedziela Liturgicznego Roku. Pan Jezus tym razem ilustruje zbliżające się Królestwo Boże przypowieścią o talentach. Słowo „talent”, wymienione aż dziesięciokrotnie, kojarzy się najczęściej z wybitnymi uzdolnieniami, szczególnie w dziedzinie artystycznej albo naukowej. Tymczasem w czasach starożytnej Grecji talent był jednostką wagi, mianowicie bryłą złota ważącą 34 kilogramy. I to była bardzo dobra lokata kapitału, dzięki której można było inwestować. Pewnie dlatego talent stał się symbolem ludzkich zdolności.

Często rodzice tak mówią, że inwestują w swoje własne dzieci. Ale niestety, bywa i tak, że ta inwestycja zostaje zmarnowana, bo młody człowiek nie miał ochoty na żaden wysiłek. Wmówił sobie i innym, że on nie ma żadnego talentu.

Zapytano bardzo sławnego skrzypka ile trzeba ćwiczyć, aby dojść do tak wspaniałej, mistrzowskiej gry. Wirtuoz odpowiedział, że dwanaście godzin dziennie. Słysząc pod swoim adresem słowa: Pan to ma „złote ręce” – od razu skomentował: Nie zawsze. Na początku były jak „z żelaza”.

Talent, który człowiek otrzymuje jest taką iskrą Bożą. Trzeba tę iskrę w ciągłym trudzie krzesać aż wybuchnie z niej prawdziwy ogień. Bez samozaparcia nie można iść w dobrym kierunku, choć nieraz ludzie różnie próbują.

Do menadżera wielkiej symfonicznej orkiestry zgłosił się jego szkolny przyjaciel z prośbą, aby zechciał go zaangażować.

– Nie wiedziałem, że potrafisz grać na jakimś instrumencie – zdziwił się menadżer.

– To prawda – powiedział kandydat – nie umiem grać na żadnym instrumencie, ale zauważyłem, że masz w orkiestrze takiego człowieka, który – podczas gdy inni grają – nic innego nie robi, tylko wymachuje kijkiem; myślę, że to bym też potrafił.

Dzisiejsze Słowo Boże jest pełne pochwały dla ludzi, co się nie lękają krzątania i ciągłego trudu. Pierwsze Czytanie z Księgi Przysłów opisuje taką dzielną kobietę, którą przyrównuje do drogocennej perły. Przez cały dzień nieustannie zajęta, a wstaje, gdy jeszcze jest noc. Ubogiemu zaś, jak mówi Pismo, „otwiera dłoń i do nędzarza wyciąga swe ręce”. Dlatego jej lampa nigdy nie gaśnie. I bardzo dużo jest takich kobiet. Jak wielu może to powiedzieć o swoich matkach, babciach, żonach…

Każdy otrzymuje, tak jak w dzisiejszej przypowieści, talenty. I otrzymuje je z ręki samego Boga. Dlatego nie człowiek jest ich właścicielem, choć bardzo często w życiu bywa tak, że to właśnie ten obdarowany przywłaszcza je sobie i te powierzone mu dary – owszem – rozwija, ale niestety używa ich nieraz zupełnie w przeciwnym kierunku – w tym niedobrym, złym. Ileż tych darów ludzkiej inteligencji zostało użytych przeciwko Bogu, który je dał! Poszły zupełnie na służbę kłamstwa, zasiewając zamęt u bardzo wielu!

Pozostaje jeszcze jedna bardzo niepokojąca sytuacja. Człowiek może nosić w sobie pretensję do Pana Boga, że jest niesprawiedliwy, bo zabiera człowiekowi jedyny talent i daje temu, który ma już ich dziesięć.

Czy i mnie nie ima się taka pokusa? Przecież ten trzeci z przypowieści – no, może nie był zaradny – ale przecież nie był oszustem. Otrzymany talent zabezpieczył, przechował i w końcu oddał bez żadnego uszczerbku. Dlaczego więc spotkał go taki tragiczny finał?

I tu mogę odnaleźć wielką łaskę, o ile będzie we mnie ten trud, ten wysiłek ciągłego wychodzenia. Bo można ugrząźć przy tych nie kończących, albo wciąż powiększających się gorzkich zwątpieniach, przy których zazwyczaj bardzo dobrze czuje się zazdrość, stając się nieodłączną towarzyszką w takich sytuacjach.

Błogosławiony jest ten człowieczy trud, bo oto dane mu jest doświadczyć jak jego serce powoli otwiera się przed Tym, który Jest.

Wołam więc: „Pan mój i Bóg mój” i wołam jeszcze głośniej kiedy czuję się kompletnym beztalenciem, któremu nic nie wychodzi i nic się nie udaje – podobny do mitologicznego Syzyfa pchającego pod górę ogromny ciężar.

Ale w tym wołaniu jest już początek mojego ocalenia. Wołam więc, jak ten ewangeliczny Bartymeusz, syn Tymeusza, który nie zrażał się, kiedy go uciszano, by siedział cicho ze swoim kalectwem.

Panie, proszę Cię, daj mi tę łaskę przejrzenia, abym mógł zobaczyć ten mój najprawdziwszy talent, jakim jest moje życie – z Tobą.

ks. Marian Łękawa SAC – Rektor PMK w Szkocji



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

,,JAK SIEBIE SAMEGO"

Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmiastowych wyników swoich postanowień. Nie denerwuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popełnisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim być dla innych.

W przeciwnym razie zamkniesz sparawę stwierdzeniem, że jesteś dobry, albo stwierdzeniem równie jałowym - że jesteś zły.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński