Gazeta Niedzielna

Uderzający jest kontrast między nazwą i wagą pełnionej przez niego funkcji a właściwą mu skromnością i wycofaniem. Były Mistrz Papieskich Ceremonii Liturgicznych, abp Piero Marini, silnie kojarzy się z Janem Pawłem II jako ten, który przez kilkanaście lat u boku Papieża Polaka czuwał nad przebiegiem uroczystości liturgicznych w Rzymie i podczas światowych pielgrzymek. Niełatwo poznać go jako człowieka, bo z reguły nie udziela wywiadów, nie spotyka się z mediami. Tym większą atrakcją była szansa spotkania go jako celebransa liturgii w polskiej parafii Little Brompton w Londynie,

Abp Marini gościł 15 października w parafii prowadzonej przez ks. Bartosza Rajewskiego i podczas Mszy św., także z udziałem Rektora Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii, ks. prałata Stefana Wylężka, podkreślił, że wszyscy zebrani na tej liturgii są zjednoczeni w czci i miłości do jednego świętego: Jana Pawła II. „Będąc blisko niego, nauczyłem się wielu rzeczy” – powiedział. Jedną z nich była miłość do głoszenia Ewangelii, realizowana przez Papieża Polaka nawet w najodleglejszych zakątkach świata. Było to jak spełnienie odczytanej podczas Mszy św. przypowieści Jezusa o królewskim zaproszeniu na ucztę weselną. Jan Paweł II był jednym z tych, którzy w sposób szczególny włączyli się w misję zapraszania ludzi na ucztę w królestwie niebieskim.

Jesteśmy nie tylko zaproszeni, ale i posłani – podkreślił abp Marini. – Głoszenie Ewangelii to nie tylko wypowiadanie słów, ale musi wynikać też z naszych zachowań każdego dnia, z naszego świadectwa”. Trzeba być „odświętnie ubranym”: „To ta sama biała szata, którą każdy z nas otrzymał w czasie Chrztu Św. i którą ma nieść przez całe swoje życie – mówił dalej arcybiskup. – Chrystus zaprasza, byśmy przybyli na tę ucztę i ponownie Go spotkali. Może ktoś po chwili usłyszy takie pytanie i ja pierwszy je sobie stawiam: czy mam na sobie szatę weselnika? Dlaczego nie masz szaty ze swego chrztu i dlaczego nie niesiesz jej przez swoje życie? Jeśli usłyszymy to upomnienie ze strony króla, ze strony Chrystusa, nie możemy zatrzymać się czy stracić wiary, bo to nie jest jeszcze moment Sądu Ostatecznego. Król cały czas czeka na naszą odpowiedź. Prośmy św. Jana Pawła II, by pomógł nam w głoszeniu Ewangelii, której dzisiaj wysłuchaliśmy”.

Abp Piero Marini i Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii ks. prałat Stefan Wylężek

Żarliwość, z jaką Papież Polak pragnął nieść tłumom Ewangelię, dawała o sobie znać już od pierwszych chwil jego pontyfikatu. Jak wspominał abp Marini podczas spotkania po Mszy św., Jan Paweł II przełamywał konwencje w imię zbliżenia się do tłumów. Kiedy po ogłoszeniu go papieżem przeszedł z Kaplicy Sykstyńskiej do loży Bazyliki św. Piotra, zapytał ceremoniarza, czy może powiedzieć kilka słów do ludzi zgromadzonych na placu. Usłyszał, że nie, nie wolno. Ta sama odpowiedź padła na pytanie, czy mógłby odmówić dziesiątkę różańca świętego. Papież posłuchał drugiego zakazu, ale kilka słów jednak powiedział: „Najwybitniejsi kardynałowie powołali nowego biskupa Rzymu. Powołali go z dalekiego kraju, z dalekiego, ale jednocześnie jakże bliskiego poprzez komunię w chrześcijańskiej wierze i tradycji (…) Nie wiem, czy będę umiał dobrze wysłowić się w waszym… naszym języku włoskim. Gdybym się pomylił, to mnie poprawcie”.

Słowa te już tak wiele powiedziały o nowym następcy św. Piotra. Pokazały, że chce on być jak najbliżej wszystkich ludzi (i nie pozwoli się zniewolić konwencjom) oraz że to, co odległe i co jest barierą z ludzkiego punktu widzenia, mogą połączyć pomosty wiary i miłości. Ta nadzwyczajna otwartość była zapowiedzią pontyfikatu otwartego na świat i na każdego człowieka – z każdej kultury, z każdego zakątka ziemi. „Jan Paweł II miał wielki szacunek dla ludzi innych kultur i bardzo silne poczucie znaczenia inkulturacji – opowiadał abp Marini. – Podczas swych pielgrzymek do różnych części świata bardzo się cieszył, gdy czytania podczas liturgii były w językach lokalnych albo gdy wierni tańcem, ruchem wyrażali swoje przeżycie Ewangelii.”

Spotkanie z abp. Piero Marinim w sali parafii Little Brompton w Londynie

Wspomnienia abp. Mariniego sięgały nawet czasów wcześniejszych niż pontyfikat, bowiem kardynała Wojtyłę poznał już podczas swej wizyty w 1973 roku w Krakowie. „Razem z przyszłym papieżem odprawialiśmy Mszę św. w Nowej Hucie, gdzie kościół nie był jeszcze ukończony, stały rusztowania. Bardzo mocno zapadła mi też w pamięć serdeczność kardynała Wojtyły, jego uwaga i dbałość o mnie jako swego gościa. Zawsze mnie pytał, czy w pokoju wszystko dobrze, czy niczego mi nie brakuje”.

Na pewno otwartość, bezpośredniość i serdeczność Karola Wojtyły, a nie tylko fakt bliskiej współpracy i wcześniejsza znajomość, przyczyniły się do nawiązania bliskiej przyjaźni z jego ceremoniarzem. Abp Marini był z Papieżem Polakiem do ostatnich chwil jego życia. Podczas spotkania w parafii Little Brompton opowiedział o tym: „Przez długie lata pracy miałem wspaniały kontakt z dr. Buzzonettim, który był lekarzem Jana Pawła II. Poprosiłem go, by dał mi znać, gdy te ostatnie chwile już nadejdą. Zadzwonił do mnie. Wszedłem do apartamentu papieskiego. Towarzyszył mi ks. Stanisław. Pierwsza rzecz, która mnie zaskoczyła, to łóżko na środku pokoju. Zaskoczyło mnie też, że siedzi obok jakaś kobieta. Potem dowiedziałem się, że była to doktor Półtawska. Sprawiło mi ogromną radość, że blisko umierającego papieża był ktoś z jego przyjaciół; że nie był sam. Bo najbardziej samotne osoby to biskupi i papieże”.

Tu abp Marini zrobił dygresję do swoich wcześniejszych uwag o sytuacji Watykanu, gdy w 1870 r. Państwo Kościelne zostało włączone do Królestwa Włoch: „Mówiłem o tym, że papieże byli w pewnym okresie więźniami Watykanu. Papież Pius XII zmarł samotnie w Castel Gandolfo. Podobnie Paweł VI. Gdy umierał Jan XXIII, tłumy modliły się za niego na placu św. Piotra, a kiedy umierał Jan Paweł II – modliły się tłumy na całym świecie”. Wracając do wątku ostatnich chwil życia Papieża Polaka, abp Marini wspominał dalej: „Ks. Stanisław podprowadził mnie do brzegu łóżka. Powiedział, że przyszedłem. Papież spojrzał na mnie i trwaliśmy jakiś czas w ciszy. Zwróciłem się do niego z tymi słowami: „Proszę, módl się za mnie i za Kościół. Dał znak głową i znowu był moment ciszy. Nie wiem, może Polak by w takiej chwili uklęknął. Ja stałem.” Tu arcybiskup wyznał, że takie a nie inne jego zachowanie wynikało z jego osobowości: „Urodziłem się na północy Włoch, w rodzinie chłopskiej, w środowisku, gdzie nie ma wiele wzajemniej komunikacji; jesteśmy raczej introwertykami. W Rzymie ludzie bardziej uzewnętrzniają swoje uczucia”.

Kiedy tak milczeliśmy, papież podniosł rękę – wspominał dalej arcybiskup. – Nie zrozumiałem – czy chciał mnie pobłogosławić? Zdarzają się takie sytuacje, że człowiek nie rozumie tego, co się wokół dzieje. Doktor Buzzonetti powiedział do mnie: ‘Chwyć go za rękę’. Papież patrzył na mnie, nie mógł mówić. Chciał mnie pozdrowić i kiedy mu podałem dłoń, mocno ją uścisnął. Kilka chwil później wjechał na wózku inwalidzkim kardynał Deskur i wtedy zrozumiałem, że muszę już iść. Jeszcze raz spojrzeliśmy na siebie i muszę szczerze powiedzieć, że to ostatnie spojrzenie i uścisk dłoni są cały czas we mnie obecne. Myślę, że on tam z góry patrzy i czuwa. Pewnie niektórzy z was też podali mu rękę i to też w was pozostało”.

Spotkanie z Mistrzem Papieskich Ceremonii Liturgicznych przywołało wiele wspomnień związanych z pontyfikatem Jana Pawła II – i tych o wielkiej skali (wybór na Stolicę Apostolską, pielgrzymki zagraniczne, zilustrowane fragmentami projekcji wideo), i tych najbardziej osobistych, związanych z indywidualną pamięcią o Papieżu Polaku – pamięcią, która pozostaje żywa i budzi emocje.

Agnieszka Okońska



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

,,JAK SIEBIE SAMEGO"

Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmiastowych wyników swoich postanowień. Nie denerwuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popełnisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim być dla innych.

W przeciwnym razie zamkniesz sparawę stwierdzeniem, że jesteś dobry, albo stwierdzeniem równie jałowym - że jesteś zły.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński