Gazeta Niedzielna

Nastrój melancholii i smutku jest bardzo wyraźny w liturgii wielkanocnych niedziel. Święto Wniebowstąpienia Pańskiego ukazuje postać odchodzącego Chrystusa na tle obłoku i wiosennego błękitu. Apostołowie pewnie długo by patrzyli w górę, gdyby nie przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. Nie było łatwo zejść z góry Oliwnej. Tak niedługo cieszyli się Zmartwychwstałym Panem. Pan Jezus przygotowywał ich na tę chwilę odejścia: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was”.

Ten ból rozstania być może pomógł im lepiej „trwać jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, matką Jezusa, i braćmi Jego”?

Każdego roku Kościół wchodzi w tamten Wieczernik. Wchodzi z tamtą dziewięciodniową modlitwą, aby nadal trwać razem z Maryją.

Mówimy – Królowa Apostołów. Bo Ona, jak wskazuje Konstytucja Dogmatyczna o Kościele, „z racji daru i roli boskiego macierzyństwa, dzięki czemu jednoczy się z Synem Odkupicielem, i z racji swoich szczególnych łask i darów związana jest głęboko także z Kościołem”.

„Maryja, która, wkroczywszy głęboko w dzieje zbawienia, łączy w sobie w pewien sposób i odzwierciedla najważniejsze treści wiary, gdy jest sławiona i czczona, przywołuje wiernych do Syna swego i do Jego ofiary oraz do miłości Ojca”.

Przesuwam więc paciorki różańca kontemplując słowa Jej Syna, który mówi do swojego Ojca o sprawach niezmiernie ważkich i głębokich. A te Jezusowe słowa dotykają każdego człowieka osobiście. Dotykają więc i mnie. My wszyscy należymy do Ojca, który dał moc swojemu Synowi nad każdym człowiekiem, po to, aby obdarzać każdego człowieka życiem wiecznym. „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa”.

„Słowa bowiem, które Mi powierzyłeś, im przekazałem, a oni je przyjęli i prawdziwie poznali, że od Ciebie wyszedłem, oraz uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał”.

Czy rzeczywiście uwierzyłem już, że ja, człowiek biedny, grzeszny, jestem obdarzony godnością domownika w Bożym Domu? Zbyt często zapominam, że za ceną Jezusowych Ran zostałem przygarnięty. Wtedy moje życie nie staje się darem, bo nie odczuwam Bożej bliskości. Bóg, który mnie pierwszy ukochał – otrzymuje z mojej strony wciąż tylko bladą, nieuważną i słabą odpowiedź w porównaniu do tego, co On odczuwa.

Tu przyłapuję się, że można poprzestać na łatwym stwierdzeniu: Bóg kocha ludzkość. Nie wymaga to żadnego wysiłku i nic z tego nie wynika. A chodzi przecież o to, aby uwierzyć tak naprawdę, na serio, tak całkowicie, że Boża miłość jest prawdziwa, żywa, skierowana osobiście do mnie, skoro nawet taki maleńki szczegół nie jest Mu obojętny, który znajduję w Ewangelii według św. Łukasza, że „nawet włos z głowy waszej nie spadnie, by Ojciec o tym nie wiedział”.

Czytając rozważania ks. Ludwika Evely na temat źródeł naszego braterstwa, natrafiłem na taki tekst: „Bóg cię kocha – właśnie ciebie. Obchodzisz Go osobiście, do szaleństwa, ciągle. Bóg znajduje w tobie Swą radość, jesteś Mu potrzebny, twoje serce Go cieszy, twoja obojętność zasmuca, twoje smutki Go przejmują. Jest bez ustanku z tobą, pełen wyczekiwania, dumny z ciebie lub martwiąc się tobą”.

A w Dzienniczku św. Faustyny, ile razy Jezus mówi, jak bardzo pragnie dawać najwięcej i daje tym, którzy tego pragną. Ile tu trzeba mieć pokory, szczerości i świeżości. Powiedzieć bez żadnej obłudy, jedynie z czystej uczciwości, co jest oczywiste, że ja nie jestem godzien miłości, ale równocześnie, żebym był tak prostoduszny, abym mógł uwierzyć, jak bardzo jestem ukochanym.

Ten skarb Bożego dotyku odkrywa się zazwyczaj wtedy, kiedy decyduję się na odwagę i zaczynam kochać innych. W ten sposób Bóg wciąga mnie w swój rytm. I tu już drugi człowiek przestaje być mi obojętny.

Przepiękny jest tekst Claudela: „Żadnego z naszych braci, choćby tego chciał, nie może zabraknąć wśród nas. Nawet w najtwardszym skąpcu, nawet w prostytutce i w najbrudniejszym pijaku znajduje się dusza nieśmiertelna, która jest święcie zajęta oddychaniem i która, wykluczona z jasności dnia, praktykuje nocną adorację. Słyszę jak mówią, gdy my mówimy, a płaczą, gdy ja klękam. Przyjmuję wszystko. Biorę je wszystkie, rozumiem je wszystkie, nie ma ani jednej, której bym nie potrzebował i bez której byłbym zdolny obyć się. Wiele jest gwiazd na niebie, ich liczba przechodzi wszelką możliwość jej wyczerpania, a jednak nie ma ani jednej, która nie byłaby mi potrzebna do chwalenia Boga. Dużo jest żyjących, a spośród nich tylko niewielu czymś w życiu zabłyśnie, podczas gdy inni miotają się w chaosie i w wirze ciemności. Dużo jest dusz, ale nie ma ani jednej, z którą nie byłbym złączony w tym jej świętym szczycie, który wymawia: Ojcze nasz”.

Pogodzić się, że odblaski Boga odnajduję w biednych istotach, tak jak inni mogą je znajdować we mnie. Jest to ciągłe przyjmowanie tej gorszącej tajemnicy, ponieważ Bóg zechciał posługiwać się ludzkimi rękoma. W tym poznawaniu i zespalaniu widoczne jest dzieło Bożego Ducha. Oby nas przeniknęło swoim światłem.

Wołam więc z Wieczernika wraz z całym Kościołem trwającym na modlitwie:

Przyjdź Duchu Święty!

ks. Marian Łękawa SAC – Rektor PMK w Szkocji



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

MOWA TWOJA

Odezwij się do człowieka, który jest obok ciebie. Milczenie bardzo krótko bywa obojętne. Szybko przeradza się w obecność, wrogość - do nienawiści włącznie. Tylko w milczeniu wobec przyjaciela nie grozi żadne niebezpieczeństwo.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński