Gazeta Niedzielna

Dzisiejsze I Czytanie przedstawia upokorzoną ziemię Zabulona i Neftalego, wspominaną już w Adwencie. Ostrzeżenia proroka Izajasza zostały zlekceważone przez króla Achaza. Odwrócił się od Boga i idąc własną drogą, spowodował, że kraj, za który był odpowiedzialny, stał się ziemią pełną mroków.

W roku 732 przed narodzeniem Chrystusa wojska asyryjskie dokonały wielkiego spustoszenia, a mieszkańców wywieźli w niewolę. Na ich miejsce sprowadzono obcych. Dlatego prorok nazywa tę ziemię krainą pogańską, ale równocześnie daje wielką nadzieję ludziom świadomym swego grzechu nieposłuszeństwa: „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką”.

Tą „światłością wielką” jest Chrystus, który wypełnił proroctwo. Syn Boży, chodząc po tej ziemi głosił, że Królestwo Boże jest blisko. Potrzebne zatem jest nawrócenie. I w drugiej części Ewangelii Jezus zaprasza zwykłych ludzi, aby z Nim „głosili Ewangelię o Królestwie”. Powołuje więc pierwszych Apostołów: Andrzeja, Piotra, Jana i Jakuba. A „oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim”. Tak powstaje struktura przyszłego Kościoła, który zostanie rozesłany aż po krańce świata.

Święty Jan Paweł II, 264 następca św. Piotra, był wspaniałym przykładem pełnienia tej Chrystusowej misji. Nawiedził i umocnił wiarę w wielu krajach, głosząc naukę o Królestwie Bożym w miastach, wioskach i w różnych innych miejscach tej naszej ludzkiej ziemi, która jest – jak owa kraina Zabulona i Neftalego. Bowiem jak wtedy za tamtych dni, tak i teraz, Boże działanie w ludzkim przekazie narażone jest na wciąż pojawiający się jakiś cień, który zaciemnia Chrystusową drogę ocalenia człowieka. W II Czytaniu św. Paweł upomina pierwszych chrześcijan w Koryncie: „abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów”. Bo one już i tam były. A co stało się później? Rok 1054 – Kościoły Wschodu odchodzą. Mówimy – schizma wschodnia. Przychodzi rok 1517 – tzw. Reformacja, w której znowu pycha ludzka będąca w zmowie z tym, który pierwszy stał się nieposłusznym, niszczy jak huragan jedność Ciała Chrystusowego. I tak Jezusowa modlitwa wypowiedziana tuż przed ustanowieniem Najświętszej Eucharystii: „aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał” – stoi przed podzielonymi chrześcijanami jako wyrzut i niepokój, a równocześnie jako zaproszenie do nawrócenia. Bo to jest nasz straszny, okropny, ciężki grzech, również wobec świata, któremu bardzo trudno uwierzyć w Dobrą Nowinę głoszoną przez nas, bo nie jesteśmy jedno.

Lokalne spory w poszczególnych gminach pierwszych chrześcijan, o których jest mowa w II Czytaniu, nie były jednak aż tak duże, żeby zasłonić prawdziwe, autentyczne życie chrześcijan. Bo jednak świat pogański ówczesnego Imperium rzymskiego, patrząc na życie pierwszych wspólnot, rozpoznał w nich swoje prawdziwe ludzkie oblicze: „Patrzcie, jak oni się miłują”. Największą przysługę, jaką można komuś zrobić, to ukazać mu takie oblicze, w którym mógłby rozpoznać siebie i zaakceptować. Poganie, patrząc na te małe zespoły kochających się ludzi, zaczynali też z kolei kochać się wzajemnie. Tak narodziła się chrześcijańska Europa. Nie można jednak nie zauważyć jak wysoka to była cena, którą pierwsi chrześcijanie uiścili: „ich krew stała się nasieniem dla nowych chrześcijan”. Nieprzypadkowo zaraz po Jezusowych narodzinach Kościół obchodzi uroczystość pierwszego męczennika, a w dwa dni później rzeź Niewiniątek. Dlaczego więc budowanie Bożego Królestwa wymaga aż takiej ofiary?

W mojej pracy dotykam nieustannie tajemnicy cierpienia. Swego czasu bardzo pomogły mi słowa napisane przez Carlo Carretto w książce Pustynia w mieście: „zbawienie powszechne dokonuje się właśnie dzięki powołaniu kogoś, by płacił za wszystkich. <Nie ujdziecie przed Miłością!> Gdy w królestwie niebieskim zapytamy niewinnych – którzy cierpieli za grzeszników, ubogich, którzy swoją nędzą płacili za bogatych, torturowanych, którzy przelali krew za oprawców – czy słuszne było płacić tak wysoką cenę, wówczas usłyszymy odpowiedź: Było to konieczne, by nikt nie uszedł przed Miłością!”

Wiek, który minął jest wiekiem największej ilości męczenników na przestrzeni dziejów Kościoła. Czyżby ogrom zła był aż tak przerażający?

Dzięki środkom przekazu często mogę oglądać Papieża dźwigającego ciężki krzyż, a który z woli samego Chrystusa jest Jego zastępcą na ziemi. Za swoje najwyższe kapłaństwo i pośrednictwo płaci straszliwą cenę. Ale to w ten właśnie sposób świat dostępuje odkupienia – również dzięki „jego krwi i jego cierpieniom, jak napisał ks. Janusz Pasierb odnośnie papieża Pawła VI. I na pewno w większej mierze niż cierpieniami innych chrześcijan, powołanych, by dopełniać, czego nie dostaje cierpieniom Chrystusa, żeby krzyż nie był pusty”.

W tym czasie, kiedy wzmaga się pragnienie i modlitwa o jedność chrześcijan, nie opuszcza mnie obraz wzięty z przypowieści o ojcu, w którym widzę papieża, jak z bolejącym sercem nieustannie przeprasza wszystkich synów, którzy opuścili rodzinny dom. On tak często wychodzi z tego domu, aby popatrzeć czy może już wracają. Nie wiem ilu z nich byłoby gotowych powziąć decyzję: „Zabiorę się i pójdę do ojca mojego”. Według przypowieści ten moment jednak nastąpił. Nie można jednak pominąć sprawy starszego brata. Wcale nie ucieszył się jego powrotem. I mówił dlaczego. Należy więc przypuszczać, że kiedy młodszy syn opuszczał rodzinny dom – starszy brat nie był bez winy.

Rachunek sumienia, mnie zasiedziałemu w Kościele bardzo się przyda. Bo kiedy zobaczę swój błąd, już nie chodzi o to, aby jakaś nowa Anna de Noailles napisała: „Katolicyzm to moja teściowa”, ale przede wszystkim, żeby Jezusowa modlitwa o jedność wypełniła się całkowicie w moim sercu.

ks. Marian Łękawa SAC – Rektor PMK w Szkocji



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

,,JAK SIEBIE SAMEGO"

Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmiastowych wyników swoich postanowień. Nie denerwuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popełnisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim być dla innych.

W przeciwnym razie zamkniesz sparawę stwierdzeniem, że jesteś dobry, albo stwierdzeniem równie jałowym - że jesteś zły.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński