Gazeta Niedzielna

Życie jedyne i prawdziwe
XXI
Niedziela Zwykła – ROK B

ks. Marian Łękawa SAC - Rektor PMK w Szkocji

Kahill Gibran w jednym ze swoich opowiadań opisuje w jaki sposób oko zostało całkowicie niezrozumiane. Otóż pewnego dnia oko powiedziało: „W niebieskiej mgle za tymi dolinami widzę górę. Czyż nie jest ona piękna?” Ucho nadsłuchiwało przez chwilę i odparło: „Nie słyszę żadnej góry!” Ręka dorzuciła swoje trzy grosze: „Próbuję dotknąć, lecz nie znajduję żadnej góry”. Nos przyłączył się do chóru oponentów: „Niczego nie czuję. Tam nie ma góry”. Oko odwróciło się w inną stronę. Natomiast oponenci po krótkiej dyskusji zgodnie stwierdzili, że z okiem jest coś nie w porządku.”

Niezrozumienie, z którym spotyka się Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii jaki ma kontekst? Z czego się ono bierze? Słowa, które mówi Chrystus do Żydów, są skierowane wprost i bez żadnych ogródek: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”. Thomas Merton komentując tę rozmowę pisze, że słowa Jezusa „rozmyślnie miały ich w najwyższym stopniu zadziwić i prawdziwie zgorszyć. Konieczne było, aby Żydzi zdali sobie sprawę, że nie posiedli prawdziwego światła, jak to sobie wyobrażali: przeciwnie, Prawo, Pismo, tradycja starszych, które jak wierzyli, są źródłem światła i życia, de facto zaślepiały wzrok ich ducha i tłumiły prawdziwe życie w ich sercach, ponieważ serca te odmówiły otwarcia się na Bożego ducha”.

Dlatego Pan Jezus powiedział: „Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie”.

I nie pomogły tłumaczenia. Nie pomogło cudowne rozmnożenie chleba. Wielu ludzi zasłuchanych w Chrystusową mowę o Eucharystii po prostu skwitowało ją jednym zdaniem: „Trudna jest ta mowa”. I odchodzą ponieważ postawiony przez Jezusa radykalny wymóg wiary, że On jest „chlebem, który zstąpił z nieba” okazał się nie do przyjęcia. Ewangelista zaznacza: „Sprzeczali się więc między sobą Żydzi, mówiąc: „Jak On może nam dać swoje ciało na pożywienie?” Stoi przed nimi żywy człowiek i chce się ofiarować na pokarm, aby ci, którzy będą się Nim karmić mogli mieć Jego życie, które jest życiem jedynym i prawdziwym. Czy może być coś bardziej absurdalnego? Byli pewni, że pochodzenie Jezusa jest ziemskie: „Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: „Z nieba zstąpiłem”.

Tu przypomina mi się historia związana ze słynnym odkryciem, o którym słyszałem od ks. prof. Sedlaka. Mianowicie u schyłku rewolucji francuskiej w roku 1794 uczony Halley opublikował pracę naukową, pierwszą w historii świata, o kamieniach spadających z nieba. Kiedy uczeni francuscy przeczytali tę pracę, jeden z wybitnych fizyków francuskich podczas sesji naukowej publicznie tak się wyraził: „Wierzę w to, że kamienie spadają z nieba, bo pan Halley widocznie dostał takim kamieniem w głowę, skoro podobne głupstwa potrafi pisać”. I choć tysiące tych kamieni leżało na polach i choć ludzie widzieli podczas nocy spadający ognisty szum i choć dzisiaj wiemy, że prof. Halley miał rację, to wtedy stał się głupcem uderzonym takim kamieniem. Bo jak się czegoś nie wie – to jest strasznie głupio. To jest takie śmieszne jak kamienie spadające z nieba w roku 1794 dla uczonych Akademii francuskiej.

Ci, którzy uważali się za mądrych odchodzili od Chrystusa, powątpiewając czy to w ogóle możliwe?

Mowa Jezusa, wygłoszona w synagodze w Kafarnaum, przestaje być skandalizującą i niezrozumiałą wtedy jeśli przyjmie się ją z ufnością dziecka, wierząc do końca, że to naprawdę Miłość Boga stała się pokarmem dla człowieka.

Pytanie Jezusa: „Czyż i wy chcecie odejść?” jest pytaniem skierowanym nie tylko do Piotra i małej gromadki. Każdy człowiek staje przed taką alternatywą – odejść, czy pozostać? Ale zanim człowiek zdecyduje się na pozostanie, na przyjęcie Ciała Pańskiego „konieczne jest – jak pisze Thomas Merton – wewnętrzne poruszenie naszej woli, która nas wyzwala z samych siebie, przynajmniej w pragnieniu. Jesteśmy oswojeni z faktem, że Chrystus „przychodzi do nas” w komunii, ale zapominamy o jeszcze ważniejszym aspekcie tej tajemnicy, o tym, że aby On do nas przyszedł, my musimy przyjść do Niego, „musimy sami zezwolić na wzniesienie się do Niego” przez Ojca. To znaczy, że w naszych komuniach musimy się starać uświadomić sobie, że poddajemy się boskiemu działaniu, które wciąga nas w tajemnicę Chrystusa. Musimy sobie uprzytomnić, że szukając Jezusa, posłuszni jesteśmy woli Ojca i ukrytym natchnieniom Ducha Świętego, przynaglającym nas do życia wiecznego, jako członki Chrystusa”.

Ojciec święty Jan Paweł II w Roku Wielkiego Jubileuszu mówił do dwumilionowej rzeszy młodych ludzi zebranych w Tor Vergata w Rzymie: „Czy trudno jest wierzyć w takim świecie? Czy trudno jest wierzyć w roku dwutysięcznym? Tak! Jest trudno. Nie należy tego ukrywać. Jest to trudne, ale z pomocą łaski jest to możliwe, tak jak Jezus wyjaśnił Piotrowi: Ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie”.



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

KRÓLESTWO TWOJE

W porządku Bożym jesteśmy również układem zamkniętym: ktoś musi cierpieć za szaleństwa drugiego, ktoś musi się modlić, aby nawrócił się błądzący; przez czyjeś umartwienia przychodzi łaska żalu na grzesznika. Nasz świętość ma wpływ na świętość innych, nasza grzeszność wpływa na grzeszność innych. Dopiero wówczas znajduje prawdziwie społeczny sens każdy dobry czyn, chociażby przez nikogo nie zauważony, każda dobra myśl, każdy akt milości Bożej.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński