Gazeta Niedzielna

Na lekcji religii jeden z chłopców zapytał księdza:

  • “Dlaczego każda chrześcijańska rodzina ma krzyż w swoim mieszkaniu?”
  • “Czy nie lepiej byłoby wieszać na ścianie znak zmartwychwstania” – dopowiedział inny. Wtedy ksiądz siadł obok chłopców i opowiedział im pewną historię.

Dziadek poszedł ze swoim wnuczkiem Pawełkiem na spacer. Było mroźne, zimowe popołudnie. Dzieciak cieszył się na widok śniegu i lodu, podskakiwał, tupał i ślizgał się. Dziadek szedł za nim z uśmiechem, ale powoli, ponieważ szybko się męczył. Musiał często stawać, aby odpocząć. Pawełek chciał pójść nad zamarznięty staw, bo chciał wypróbować, jak się ślizga na tym lodzie. Dziadek ostrzegał go, wołając coraz głośniej: „Pawełku, wracaj!”… Ale wnuczek jakby nie słyszał, bo był już na lodzie. I tu nagle krzyknął ze strachu, bo lód się pod nim załamał i wpadł do zimnej wody. Usiłował trzymać się brzegu kry. Dziadek cały drżący wystawił w kierunku swojego wnuczka laskę. Chłopak chwycił ją i ciągnął ze wszystkich sił. A dziadek, jak tylko mógł, próbował utrzymać się na nogach i nie wypuścić laski ze swoich rąk. Udało się. Dziadek ukrył wnuka w ramionach, aby go choć trochę ogrzać. Tak szybko jak tylko potrafili, wrócili do domu. Chłopcu pomogła gorąca kąpiel i łóżko, ale dla dziadka to przeżycie było zbyt męczące. I niestety, przyszedł gwałtowny zawał serca i zmarł. Wszyscy z wielkim smutkiem przeżywali jego śmierć.

Po jakimś czasie rodzina chciała rzeczy dziadka oddać i jego pokój posprzątać. Pawełek przyglądał się z nieruchomą twarzą. “Nie! – zawołał nagle – nie wyrzucajcie tej laski, ona należy do mnie! To dzięki niej dziadek uratował mi życie, a przy tym stracił swoje! Jak długo będę żył, chcę mieć tę laskę przy sobie jako znak jego miłości do mnie!”

Ksiądz nie musiał już mówić dalej, bo chłopcy zrozumieli, co może oznaczać dla człowieka kawałek drewna. I zrozumieli, czym dla chrześcijan jest znak krzyża.

Boże Słowo z dzisiejszego święta ukazuje moc, która związana jest z krzyżem. Zanim Chrystus wziął na swoje ramiona krzyż i na nim oddał swoje życie, aby uratować nasze, już wiele wieków wcześniej Boże zmiłowanie było widoczne jako zapowiedź, jako przygotowanie do wypełnienia obietnicy danej w raju, kiedy człowiek sprzeniewierzył się Bogu. Jedną z tych zapowiedzi jest miedziany wąż na pustyni. To co Chrystus dokonał na Drzewie Krzyża jest odwrotnością tego, co stało się przy Drzewie Znajomości Dobra i Zła. Bo w raju wąż, czyli sam diabeł, na Drzewie Znajomości Dobra i Zła umiejętnie wzbudził w człowieku podejrzenie, że Pan Bóg chyba nie jest tak całkowicie życzliwy swojemu stworzeniu, skoro zabronił zerwania owocu z tego drzewa. I ta diabeska chytrość nakłoniła człowieka do zerwania owocu właśnie z tego drzewa. Człowiek uwierzył diabłu, a nie Bogu i odtąd zaczął sam ustalać zasady dobra i zła, zupełnie nie licząc się z mądrością Bożych planów, które zawsze są pełne miłości do człowieka. I tak dzieje ludzkie ugrzęzły w tym nieszczęsnym misterium tremendum – w tajemnicy nieprawości.

Plaga jadowitych węży na pustyni dobrze obrazuje konsekwencje, jakie sprowadzamy na siebie swoim odejściem od Bożego prawa. Ojciec Jacek Salij komentuje to w ten sposób: …“Jeśli w naszym życiu zaczyna królować kłamstwo, to – chcemy, czy nie chcemy – przestajemy sobie wzajemnie ufać. Jeśli w naszym społeczeństwie rozpusta zaczyna być uważana za coś normalnego, to – chcemy, czy nie chcemy – rośnie, i to na skalę społeczną, niezdolność do prawdziwej miłości. Jeśli akceptujemy rozwody, to nie dziwmy się, że rozwód staje się najczęstszym sposobem rozwiązywania konfliktów małżeńskich. Jeśli całą naszą energię ładujemy w cele doczesne, to nie dziwmy się, że nasze dzieci nie widzą sensu życia”… Takie postępowanie jest jak jadowite węże, które pojawiły się odkąd człowiek w raju uwierzył nie Bogu – a wężowi. Ten diabelski jad widać w naszej codzienności nawet gołym okiem – jak coraz więcej ludzi jest “ukąszonych” przez depresje, odtrącenie, brak miłości, zdrady, po prostu przez nieokiełzane uczucia, namiętności, które wiją się jak węże.

Pielgrzymujący lud do ziemi obiecanej wciąż szemrał i narzekał, bo wydawało mu się, że Bóg ich pozostawił i przestał przejmować się ich losem. Dlatego musieli doświadczyć, między innymi, plagi jadowitych węży. Nie mogąc sobie z nimi poradzić, wołali o ratunek do Boga. Wybawienie przyszło w wyobrażeniu miedzianego węża, którego Bóg polecił wykonać Mojżeszowi i umieścić na wysokim palu. Wystarczyło tylko podnieść wzrok, aby spojrzeć na tego węża i człowiek doznawał uzdrowienia. Ale nie było łatwo patrzeć w górę, ponieważ węże były wszędzie: i w namiocie, i wychodziły z piasku. Trzeba było wciąż patrzeć w dół, pod nogi.

Miedziany wąż na wysokim palu był zapowiedzią Ukrzyżowanego Chrystusa. Żebym mógł doznać łaski uzdrowienia i uwolnić się od ukąszeń przeróżnych trujących węży potrzeba mi odwagi, aby oderwać swój wzrok od tych wielorakich zranień i popatrzeć na krzyż, na Jezusowy krzyż. Czy potrafię?

Niech w tym całkowitym zawierzeniu Bogu pomogą mi słowa hymnu Crux fidelis:

“Krzyżu święty nade wszystko, drzewo przenajszlachetniejsze.
W żadnym lesie takie nie jest, jeno na którym sam Bóg jest.
Słodkie drzewo, słodkie gwoździe, rozkoszny owoc nosiło”.



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

KRÓLESTWO TWOJE

W porządku Bożym jesteśmy również układem zamkniętym: ktoś musi cierpieć za szaleństwa drugiego, ktoś musi się modlić, aby nawrócił się błądzący; przez czyjeś umartwienia przychodzi łaska żalu na grzesznika. Nasz świętość ma wpływ na świętość innych, nasza grzeszność wpływa na grzeszność innych. Dopiero wówczas znajduje prawdziwie społeczny sens każdy dobry czyn, chociażby przez nikogo nie zauważony, każda dobra myśl, każdy akt milości Bożej.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński