Gazeta Niedzielna

Przebaczająca Miłość
Niedziela
Miłosierdzia Bożego – ROK A

ks. Marian Łękawa SAC - Rektor PMK w Szkocji

Zmartwychwstały Chrystus po swojej męce i śmierci powraca do swoich uczniów. Każdego dnia, począwszy od Wielkiej Nocy, Ewangelie opowiadają o tych spotkaniach. Jest taki zwykły, że Maria Magdalena wzięła Go za ogrodnika. Do uczniów zaś wystraszonych przychodzi pomimo zaryglowanych drzwi i tłumaczy, że tak być musiało. Tak wypełniły się Pisma. Pokazuje swoje rany na rękach, na nogach. Żeby ich przekonać, że ma ciało i kości, podaje im chleb i rybę. Razem z nimi się posila – po to, aby uwierzyli, że to On jest, prawdziwie żyjący.

„Nie pokazał się ani Piłatowi, ani Herodowi, ani wielkim kapłanom – jak napisał ks. Janusz Pasierb. Nie ujrzeli Go ich zausznicy, szpicle, fałszywi świadkowie, oprawcy. Któż inny odmówiłby sobie takiego triumfu, nasycenia oczu przerażeniem swoich wrogów. Ale oni byli już nieważni, to znaczy ich nienawiść była nieważna. Niewątpliwie czegoś się dowiedzieli. Przerazili się tą pogłoską, która obiegła miasto. Później jednak przeszli nad nią do porządku. Czuli się bezpieczni i zapewne sypiali spokojnie.

On tymczasem przychodził do biednych, osaczonych, szukających, smutnych, pełnych nieśmiałej czy rozgoryczonej nadziei. I tak miało pozostać, począwszy od tamtej nocy” – jedynej nocy, którą nazywamy: Wielka Noc.

Jakie to jest pocieszające, bo tu odnajduję siebie – w tych Jezusowych powrotach, które wciąż trwają. Jego miłość i Jego wierność nie jest skrępowana żadnym czasem. Choć tak naprawdę to nie Jezus wraca – tylko ja biedny, grzeszny człowiek wciąż powracam do Jezusa. Każdy mój powrót jest możliwy dzięki modlitwie zanoszonej przez cały Kościół i poszczególnych ludzi – tych, o których wiem i tych, o których Bóg tylko wie. Obym mógł zawsze wysławiać Pana za to, że już tyle razy było mi dane i wciąż uczestniczę w Tajemnicy dotykania, niemalże jak Tomasz, Chrystusowego człowieczeństwa, które zmartwychpowstało. Przecież nie co innego się dzieje, kiedy klękam przed drugim kapłanem, który nosi w sobie moc Jezusowego tchnienia z dzisiejszej Ewangelii. A sprawowana Eucharystia?

Tutaj posłużę się tekstem ks. bp. Jana Pietraszki, aby lepiej zrozumieć jak bardzo człowiek jest związany z Bożą rzeczywistością: „Jego Ciało zamknięte w Eucharystii jest oddzielone od Krwi widzialnym znakiem postaci wina. Jest w stanie ofiarnym i nosi na sobie znaki cierpienia i śmierci. Kiedy Go przyjmujemy, kładziemy i my – w ustanowiony przez Niego sposób – nasze ręce duchowe na to Ciało i na te znaki męki i śmierci. On nas również dotyka – w sobie wiadomy sposób – w najgłębszych pokładach naszego człowieczeństwa i pozostawia tam zbawienne ślady swej obecności i swego działania.

Dobrze jest od czasu do czasu popatrzeć w tej perspektywie na swoje ciało i na swoje ręce i powiedzieć sobie samemu: To są ręce, które tyle razy kładły się duchowo na Chrystusowe rany, to jest moje ciało, które nosi na sobie znaki i ślady tylu dotknięć Chrystusa, a żadne z nich nie pozostało bez skutku. On nas tyle razy budził na nowo do postawy odważnej wiary, On nam przypominał tamte słowa wypowiedziane do Tomasza: <Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli>. On nas ciągle karmi swoim zmartwychwstaniem i pragnie nas napełnić swoim niezwyciężonym życiem. Jako siewca rzuca swoje zmartwychwstanie jak ziarno w ziemię naszego człowieczeństwa, by we właściwym czasie – Jemu tylko znanym – wyrosło w nas drzewo życia i zaowocowało naszym osobistym zmartwychwstaniem”.

W dzisiejszą niedzielę, która jest Niedzielą Bożego Miłosierdzia, dobrze jest zdać sobie sprawę, że w moim życiu w s z y s t k o zawdzięczam Bożemu Miłosierdziu. A jak bardzo nikłe musi być tutaj moje rozeznanie, zdałem sobie sprawę dopiero wtedy, kiedy przeczytałem tekst z rękopisu błogosławionego ks. Michała Sopoćki: „Są prawdy, które się zna i często o nich się słyszy i mówi, ale się nie rozumie. Tak było ze mną co do prawdy miłosierdzia Bożego. Tyle razy wspominałem o tej prawdzie w kazaniach, powtarzałem w modlitwach kościelnych – szczególnie w psalmach – ale nie rozumiałem znaczenia tej prawdy, ani też nie wnikałem w jej treść, że jest najwyższym przymiotem działalności Boga na zewnątrz. Dopiero trzeba było prostej zakonnicy, siostry Faustyny ze Zgromadzenia Opieki Matki Bożej (magdalenek), która intuicją wiedziona powiedziała mi o niej krótko i często powtarzała, pobudzając mię do badania, studiowania i częstego o tej prawdzie myślenia”.

Św. Piotr w dzisiejszym drugim Czytaniu przypomina, że „Bóg Ojciec w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei”. Przez tę prawdę miłość całkowicie zwyciężyła nienawiść. Miłosierdzie osiągnęło triumf nad złem. Grzech nie jest już nieszczęściem – jeżeli otworzę się na Boże Miłosierdzie.

Słyszałem o pewnym księdzu, który był bliski załamania. Przeżywając jakieś wewnętrzne rozdarcia, postanowił zostawić kapłaństwo, a nawet odejść od Boga. Jakby na pożegnanie poszedł do swojego kolegi, z którym razem był święcony. Opowiedział mu o wszystkich swoich grzechach, o swojej niewierności i właściwie nie ukrywał, że on już zwątpił w Boże Miłosierdzie. Kolega ksiądz tłumaczył jak mógł: że miłosierdzie Boże jest ogromne, że dobry Bóg wciąż ma dla nas swoją przebaczającą miłość – wystarczy ją tylko przyjąć.

– I co z tego? Moje serce jest jak dziurawe wiadro. Boże przebaczenie przelatuje przez nie jak przez sito.

– Myślę, że to dobry obraz – twoje serce jest jak dziurawe wiadro, w którym pełno dziur i różnych pęknięć. Jeżeli wrzucisz je w morze Bożego Miłosierdzia, to przecież nie jest ważne ile jest dziur. Boże Miłosierdzie, które jest nieskończone, otoczy je z wszystkich stron. I im więcej dziur, tym szybciej dostanie się do środka.



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

MOWA TWOJA

Odezwij się do człowieka, który jest obok ciebie. Milczenie bardzo krótko bywa obojętne. Szybko przeradza się w obecność, wrogość - do nienawiści włącznie. Tylko w milczeniu wobec przyjaciela nie grozi żadne niebezpieczeństwo.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński