Gazeta Niedzielna

Dzisiejsze Słowo Boże może wywoływać w człowieku niepokój. No bo jak ja mogę być odpowiedzialny za mojego brata i mam mu robić upomnienia? Owszem, bywa, że ktoś znajduje satysfakcję w rozdawaniu swoich uwag, co do postępowania otaczających go ludzi.

Takiemu dobrze by zrobiło przeczytać, co napisał grecki bajkopisarz Ezop, żyjący w IV wieku przed Chrystusem, że każdy człowiek nosi na sobie dwie torebki: jedną z przodu, a drugą na plecach. Do tej z przodu wkłada różne błędy i słabości, które widzi u innych. Zaś do tej na plecach – swoje własne, których później nie widzi. Dlatego wychodzi taka dysproporcja w pojemnościach owych torebek. Do tego jeszcze swoje własne zło człowiek bardzo łatwo potrafi usprawiedliwić. Chrystus przestrzega swoich uczniów: „Wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata”.

Na sprawę odpowiedzialności za drugiego człowieka trzeba spojrzeć nie w oderwaniu od społeczności Kościoła – co jest bardzo podkreślone w dzisiejszej Ewangelii. Jezus zapewnia o swojej obecności wśród nawet tylko dwóch, albo trzech zgromadzonych w Jego imię i jeżeli będą prosić o coś zgodnie – stanie się to ich udziałem. Tę obietnicę od samego początku chrześcijanie łączyli z niedzielnym zgromadzeniem liturgicznym. Bowiem w pismach św. Ignacego z Antiochii można znaleźć taki oto tekst: „Niech nikt nie błądzi! Kto nie przebywa w pobliżu ołtarza, pozbawia się Chleba żywego! Wiemy, jak wielką moc posiada modlitwa dwóch lub trzech osób. O ileż większą moc ma modlitwa całego Kościoła. Kto więc nie uczęszcza na wspólne zgromadzenia, unosi się pychą, sam siebie w ten sposób osądza. Napisano bowiem: Bóg pysznym się sprzeciwia”. Tekst ten pochodzi z roku 108. A więc jest to czas, w którym nawet 10 lat nie minęło od śmieci św. Jana Apostoła. Wówczas opuszczanie niedzielnej Eucharystii było odbierane przez tych pierwszych chrześcijan bardziej jako pycha ludzka a nie jako lenistwo. Modlitwa całego zgromadzenia na Eucharystii Kościoła jest bardzo ważna. I musi w niej być obecny istotny element: zgodność w modlitwie: „Jeśli dwaj z was zgodnie o coś prosić będą, tego wszystkiego użyczy im Ojciec mój, który jest w niebie”. W języku greckim występujący tam czasownik brzmi: ‘symfonein’, z którego pochodzi słowo ‘symfonia’. Tu staje się bardziej zrozumiała potężna modlitwa Kościoła, którą można w jakimś sensie porównać z ogromną orkiestrą symfoniczną.

O. Jacek Salij, dominikanin, pisze, że: „Symfonię modlitewną w całym tego słowa znaczeniu zanosi do Boga cały Kościół. Modlimy się o bardzo różne rzeczy. Jeden modli się o zdrowie dla siebie lub dla kogoś bliskiego, kto inny modli się o uwolnienie męża lub brata z nałogu pijaństwa, jeszcze ktoś inny modli się o nawrócenie swojej żony lub syna. Ktoś modli się o zrozumienie i ukochanie woli Bożej, ktoś modli się o zgodę w rodzinie, albo o łaskę powołania kapłańskiego lub zakonnego dla kogoś ze swych dzieci. Naszej jedności modlitewnej nie przeszkadza to, że intencje naszych modlitw są różne. Byleby nas wszystkich, którzy się modlimy, ożywiło pragnienie ukochania woli Bożej. Bylebyśmy wszyscy starali się żyć w łasce Bożej, byleby w naszych sercach mieszkał Duch Święty.”

Ale jeżeli w sercach modlących nie ma nic z tych pragnień, wtedy do Boga co dochodzi? Przeciwieństwo symfonii. Nie ma wówczas żadnego współbrzmienia. O takiej modlitwie prorok Izajasz mówi: „To tylko zgiełk wasz rozlega się na wysokości”.

Jeżeli we mnie, w moim sercu coraz bardziej pragnę chcieć dostrzec troskę, biedę, rozpacz, opuszczenie drugiego człowieka, wtedy będę zbliżał się coraz bardziej do tej właściwej, jedynie prawdziwej rzeczywistości, o której św. Paweł w dzisiejszym II Czytaniu tak pisze: „nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością… Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa”.

Tu dopiero staje się zrozumiała troska o drugiego człowieka, którego pragnę ostrzec, tak jak ostrzegał strażnik Jerozolimę wobec nadchodzących armii nieprzyjaciela u proroka Ezechiela w dzisiejszym I Czytaniu.

Takim prorokiem naszych czasów czy nie była Matka Teresa, opiekunka ubogich i umierających? Jej życie było nieustannym ostrzeganiem, że świat idzie w złym kierunku. Swego czasu Malcolm Muggeridge przeprowadził z nią rozmowę. I Matka Teresa mówiła do niego w ten sposób:

„Sądzę, że ludzie dzisiaj przestali uważać biedaków za takie istoty ludzkie, jakimi są sami. Patrzą na nich z góry. Gdyby jednak mieli ów głęboki szacunek dla godności ludzi biednych, to z pewnością łatwiej by im było zbliżyć się do nich oraz dostrzec, że i ci biedacy są dziećmi Boga, że mają takie samo prawo do życia, miłości i opieki jak wszyscy inni. W czasach rozwoju każdy się spieszy i jest zapędzony, pozostawiając po drodze tych, którzy upadli i nie są w stanie z nami współzawodniczyć. I właśnie tych chcemy kochać, pragniemy im służyć i troszczyć się o nich.”

Prawdziwa miłość nie szuka jakichś rozwiązań poza Bożymi przykazaniami, a jest najpewniejszym sposobem, aby przemóc zło.

Oby dzisiejsza Eucharystia wyprowadzając nas z ludzkich dróg niesprawiedliwości otworzyła nasze słabe serca na Boży rytm – bowiem tu znajduje się źródło, z którego wypływa miłość wzajemna.



Fundacja Veritas

Historia fundacji

Księgarnia Veritas

Przejdź do księgarni

Artykuły


Myśl tygodnia

MOWA TWOJA

Odezwij się do człowieka, który jest obok ciebie. Milczenie bardzo krótko bywa obojętne. Szybko przeradza się w obecność, wrogość - do nienawiści włącznie. Tylko w milczeniu wobec przyjaciela nie grozi żadne niebezpieczeństwo.

z: Ks. Mieczysław Maliński, Wszystkie nasze dzienne sprawy, Veritas 1978, ilustr. A. Głuszyński